czwartek, 12 lipca 2012

Imagin- LARRY.♥ (smutny)

http://www.youtube.com/watch?v=5anLPw0Efmo

Burzowe i deszczowe popołudnie spędzałem na lotnisku czekając na przyjaciela. Harry miał przylecieć samolotem, który miał lądować już pół godziny temu. no, ale cóż. pewnie się opóźnił czy coś. wyjąłem telefon i zalogowałem się na twittera. dodałem tweeta z treścią:
"samotne oczekiwanie na tego debila niesamowicie się dłuży:("
z nudów odpisałem jeszcze paru fanką i follownęłem je na ich prośbe. spojrzałem na tablicę przylotów i odlotów. bez zmian. nie dowiedziałem się niczego szczególnego.
minęły dwie godziny, a jego wciąż nie było. zacząłem się denerwować. siedziałem nerwowo przeczesując włosy. po piętnastu głos damski głos przemówił w głośnikach.
"Samolot beoing 78-955 lecący z Dublinu do Doncaster uległ awarii w czasie lotu. niestety runął na ziemię. prawdopodobnie nikt nie przeżył."
podniosłem się i stałem osłupiały nie wierząc w słowa nieznajomej mi kobiety. podbiegłem do jakiegoś mężczyzny. wywnioskowałem po jego ubiorze, że jest pracownikiem lotniska.
- a co z Harrym? - zapytałem. spojrzał na mnie jak na jakiegoś idiotę. nie wiedział o co mi chodzi. paredziesiąt łez spłynęło po moich zaczerwienionych polikach. - to nie może być prawda! - krzyknęłem zdernerwowany.
- spokojnie. - powiedział i złapał mnie za rękę. podprowadził mnie do jakiejś kobiety siedzącej w informacji. zapytałem o moich przyjaciół. niestety nie potrafiła mi odpowiedzieć.
wyciągnąłem kartkę z numerem lotu chłopaka i podałem ją jej. spojrzała na nią i sprawdziła coś.
- przykro mi. - powiedziała.
to nie może być prawda. dlaczego? Cholera! dlaczego? pytałem sam siebie chodząc w kółko. podszedłem do okna. przez chwilę patrzyłem na przylatujące samoloty. lecz żaden nie był tym którym miał przylecieć on. obejrzałem się za siebie. ujrzałem wielu płaczących ludzi. domyśliłem się, że byli oni rodziną ludzi, którzy także lecieli tym samolotem.
- DLACZEGO NIE POLECIAŁ ON TYM CHOLERNYM PRYWATNYM SAMOLOTEM? - krzyknąłem. parę osób spojrzało na mnie, ale ja nie zwracałem na to uwagi. zadzwoniłem po Paula. wciąż szlochając poprosiłem, aby po mnie przyjechał. zgodził się. po około dziesięciu minutach zjawił się i podbiegł do mnie. spytał dlaczego płaczę.
- no bo on, on... - jąkałem się. - on nie żyje. samolot miał awarję, spadł. on nie żyje. Paul. nie żyje- powtarzałem roztrzęsiony. z chwili na chwilę płacz nasilał się. stałem wtulony w Paula. po 30 minutach ogarnął się i poszedł sprawdzić to dokładnie jeszcze raz. niestety. nic nowego. jego nie ma. nie żyje. straciłem sens życia. straciłem największy dar jaki otrzymałem w życiu. straciłem przyjaciela.
nie chcieliśmy być tu ani minuty dłużej. wyszliśmy. Paul odwiózł mnie do domu, a sam udał się na policję.
weszłem do domu. mama podbiegła do mnie wypytując dlaczego płaczę. wytłumaczyłem jej wszystko dokładnie. z początku nie wierzyła. myślała, że to kolejny żart z mojej strony. zorientowała się, że mówię prawdę, gdy włączyła wiadomości. akurat mówili o tej tragedii.
spojrzała na mnie.
- Harry.. - wyszeptała. rozpłakała się. ja również.

następnego dnia przyjechała Anne wraz z Nialllem, Liamem i Zaynem. nie mogli uwierzyć w to co się stało. ja także.
w tym wszystkim najgorsze jest to, że właśnie w ten dzień, gdy miał u mnie zawitać planowałem wyznać mu swoje uczucia. tak na prawdę, między mną a Harrym było coś więcej. darzyłem go nie tylko przyjaźnią. czymś głębszym. to była miłość.
***
MIESIĄC PÓŹNIEJ
- Kocham Cię Harry. na zawsze. to moja wina. nie powinieneć lecieć sam. powinienem tam być. trzymać Cię za rekę. szeptać czułe słówka. bawić się Twoimi loczkami. zasnąć na Twoim ramieniu. tak jak zawsze... moje uczucia nigdy nie wygasną. lecz nie radzę sobie tu bez Ciebie. chcę być przy Tobie. moje małe Hazziątko. - rzekł trzymając w jednej ręce opakowanie tabletek, a w drugiej żyletkę. Harry oglądał to wszystko z boku. chciał mu przerwać. mimo, że nigdy nie chciał się z nim rozstawać nie chciał także by Lou umierał. złapał go za ramię. lecz on nie czuł jego dotyku. spojrzał na pudełko. wysypał na dłoń jego zawartość i za jednym razem wsypał do buzi. powoli tracił przytomność. srebrnym, ostrym narzędziem przejechał parę razy po żyłach. odpłynął. całkowicie.
anioł wskazał mu drogę. podążał wyznaczonym szlakiem. po chwili był już na miejscu. dostrzegając swojego ukochanego ruszył ku niemu. żucił się mu na szyję.
- teraz już będziemy razem. - powiedział.
- na zawsze. - odpowiedział mu Harold.
I tak dwa anioły spędziły resztę swojego niekończącego się życia w innym świecie przy swoim boku. miłość była zbyt wielka by można było ich rozdzielić. uczucie, którym się darzyli nigdy nie wygasło.


środa, 11 lipca 2012

Imagin- Liam.

Na niebie pojawiły się stalowoszare chmury, które ewidentnie zapowiadały deszcz. Wsiadłam do samochodu, myśląc jak bardzo nienawidzę tej londyńskiej pogody. Odpaliłam silnik i w tym samym momencie o szybę zaczęły uderzać pierwsze krople deszczu. Zaklęłam pod nosem, ruszając z parkingu. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć od otaczającego mnie świata.
Deszcz niesamowicie utrudniał widoczność, mimo to niewiele się tym przejmując, pędziłam jak szalona. W pewnym momencie, w miejscu niedozwolonym do przejścia, ujrzałam postać, która zdawała się nie słyszeć klaksonu mojego samochodu i wolnym krokiem przemierzała jezdnię. Spanikowana nacisnęłam hamulec, jednak fakt, że przekroczyłam dozwoloną prędkość oraz niekorzystne warunki na drodze, spowodowały, iż nie zdążyłam się zatrzymać i uderzyłam w postać, zatrzymując się dopiero kilka metrów dalej.
Jak oparzona wyleciałam z samochodu, podbiegając do leżącego człowieka.
- Nic ci nie jest?! - krzyknęłam spanikowana, widząc, że poszkodowany ma otwarte oczy. Ten tylko pokręcił głową. - Jedziemy do szpitala! - zarządziłam. Złapałam chłopaka pod ramię, zaś jego rękę przewiesiłam sobie przez szyję. Syknął z bólu, a ja przerażona, czym prędzej wsadziłam go do samochodu. Nie wiedziałam skąd we mnie tyle siły. Pewnie myśl, że mogłam zabić człowieka, dodawała mi mocy. Nie przejmując się tym, że łamie przepisy, kierowałam się do szpitala. Czułam, jak moja twarz robi się mokra od łez. Zdenerwowanie brało nade mną górę. Co chwila rzucałam przerażone spojrzenie w stronę blondyna, który trzymał się za brzuch, sycząc z bólu przy gwałtowniejszych ruchach samochodu.
- Co z ciebie za idiota, żeby iść środkiem jezdni? - krzyknęłam, kilka razy powtarzając to samo pytanie.
- Nie mam dla kogo żyć – mruknął z trudnością chłopak. - Dlaczego mnie nie zabiłaś?
Przerażona jego słowami, nieco przyspieszyłam. Chwile potem znaleźliśmy się na parkingu szpitala. Wybiegłam z samochodu, wołając o pomoc. Po chwili przed samochodem stanęli sanitariusze z wózkiem inwalidzkim.
- Co się stało?! - zapytał jeden z nich.
- Wpadł mi pod koła. Szedł środkiem jezdni, a ja nie zdążyłam zahamować – powiedziałam, z trudnością łapiąc powietrze.
Sprawy potoczyły się szybko. Chłopak został przewieziony na salę. Usiadłam w poczekalni, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam pozbyć się myśli, że prawie zabiłam człowieka. Po kilkunastu minutach w recepcji podniósł się ruch. Rzuciłam okiem w stronę wejścia i ze zdziwienia otworzyłam oczy. Przed budynkiem znajdowało się kilkadziesiąt dziewczyn, które parły w stronę wejścia, lecz skutecznie dostępu do niego broniła chmara ochroniarzy. Wpuścili tylko piątkę mężczyzn, którzy zdenerwowani pobiegli w stronę jednej z pielęgniarek.
- Przed chwilą przywieziono tu ofiarę wypadku samochodowego, co z nim? - zapytał chłopak o burzy loków na głowie. Pielęgniarka oświadczyła, że nie ma jeszcze żadnych informacji.
- Przepraszam... - zaczęłam nieśmiało, zwracając na siebie uwagę zebranych. - To ja potrąciłam tego chłopaka – dodałam, spuszczając głowę. W jednym momencie zostałam otoczona przez całą piątkę, która zaczęła wykrzykiwać jeden przez drugiego.
- Dość tego! - krzyknął postawny i wysoki mężczyzna. - W ten sposób niczego się nie dowiemy.
- Masz rację, Paul. Możesz nam powiedzieć, co dokładnie się stało? - Zwrócił się do mnie ten sam chłopak, który wcześniej rozmawiał z pielęgniarką.
- Po prostu szedł środkiem jezdni, trąbiłam na niego, ale w ogóle nie reagował. Nie zdążyłam wyhamować i... uderzyłam w niego. Od razu wsadziłam go w samochód i przejechałam tutaj. Po drodze powiedział, że mogłam go zabić, bo nie ma dla kogo żyć. - Spojrzałam na chłopaka oczyma pełnymi łez.
- Danielle... to wszystko przez nią! A ty... zapłacisz za to! Dzwonimy na policję! Ona prawie zabiła Liam'a! - Farbowany blondyn zaczął krzyczeć.
- Niall! Uspokój się, nigdzie nie dzwonimy! Rozumiesz, że to nie była jej wina?! Liam chciał umrzeć! - Paul złapał chłopaka za ramię. - Chodź, pójdziemy po kawę. - Zabrał roztrzęsionego Niall'a i zniknęli za zakrętem.
Pozostali chłopcy patrzyli na mnie w milczeniu.
- Przepraszamy za niego. Bardzo to przeżywa. Może usiądź? Nie wyglądasz najlepiej. - Przystojny Mulat podprowadził mnie do krzeseł. Spoczęłam na jednym, wypuszczając głośno powietrze z ust.
- Naprawdę, nie chciałam zrobić mu krzywdy – szepnęłam, chowając zmęczoną twarz w dłonie.
- Może jedź do domu? - Mulat usiadł obok mnie. Pokręciłam przecząco głową. Byłam winna temu chłopakowi chociaż nikłe zainteresowanie. Poza tym nie chciałam opuszczać szpitala, nie wiedząc, co się z nim dzieje.
Po długich godzinach oczekiwania wyszedł do nas lekarz.
- Państwo z rodziny? - zapytał, poprawiając okulary. Chłopcy kiwnęli głowami. - W takim razie, proszę nie martwić się o brata. Jego życiu nic nie zagraża. Ma kilka połamanych żeber i wstrząśnienie mózgu. Poleży u nas jeszcze kilka dni, a potem będzie mógł wrócić do domu. Niewątpliwie do jego dobrego stanu przyczynił się szybki przyjazd tutaj – oznajmił zadowolony.
W jednym momencie moje emocje znalazły ujście w postaci płaczu. Z moich oczu leciały łzy szczęścia. Cieszyłam się niezmiernie, że nie przyczyniłam się do śmierci blondyna.

Zapukałam delikatnie do sali, w której leżał Liam. Słysząc ciche „proszę”, uchyliłam nieznacznie drzwi i wsunęłam się do środka. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech.
- Cześć! - powiedziałam, siląc się na wesoły ton. Tak naprawdę bardzo się krępowałam. - To dla ciebie – wręczyłam mu koszyk ze słodyczami. Nieśmiało zajęłam miejsce na krześle, obok jego łóżka.
- Dziękuję, nie musiałaś. - Liam znów się uśmiechnął, a ja nieco się rozluźniłam. - Jestem ci wdzięczny za to, że uratowałaś mi życie.
- Właściwie to najpierw prawie cię go pozbawiłam, więc nie wiem, czy masz być mi za cokolwiek wdzięczny – oznajmiłam.
- To nie twoja wina. Chciałem zginąć, ale teraz... Teraz cieszę się, że żyje. - Liam położył rękę na mojej dłoni. Oblałam się rumieńcem.
- Dlaczego chciałeś umrzeć? – zapytałam, uwalniając rękę z jego uścisku.
- Dziewczyna zrobiła mi najgorszą rzecz, jaką można zrobić drugiej osobie. Zdradziła mnie, nie potrafiłem się po tym wszystkim pozbierać. Oto powód – przyznał bez skrępowania.
- A teraz... A teraz, dlaczego zmieniłeś zdanie? - Właściwie nie miałam pojęcia, czemu to wszystko mnie tak interesowało. Liam sprawiał wrażenie miłego chłopaka i, mimo że w ogóle go nie znałam, naprawdę polubiłam jego towarzystwo.
- Zobaczyłem ciebie – oświadczył z taką szczerością, że aż zabrakło mi tchu. Bezpośredniość Liam'a powalała na kolana.
- Przecież nawet mnie nie znasz – zaczęłam, lecz chłopak wszedł mi w słowo.
- Ale mam nadzieję, że poznam. Mamy dużo czasu. - Znów wziął mnie za rękę, ale tym razem nie uwolniłam jej z uścisku, wszak nic nie stało nam na drodze do „głębszego poznawania”.


wtorek, 10 lipca 2012

Imagin- Harry. (2 częściowy)

I cz.

Bolesna tęsknota i żal rozrywały moje serce na kawałki, kiedy wpatrywałam się w rękę Harry'ego obejmującą moją. Zamknęłam oczy, napawając się tą chwilą bliskości i jedności. Wiedziałam, że muszę wyciągnąć z niej jak najwięcej, bo lada moment mogłam usłyszeć tak znienawidzone przez siebie słowa: „Harry Styles, koniec widzenia.” Z tych krótkich spotkań czerpałam siłę, by żyć dalej, wciąż czekając na ten dzień, kiedy chłopak stanie na progu mojego mieszkania wolny. Wolny tak jak ja, kiedy sprawił, że odzyskałam życie, przez co trafił tu – do tego znienawidzonego przez wszystkich miejsca. Mimo woli i usilnych starań, by tego nie robić, wróciłam wspomnieniami do tych dni, które zmieniły wszystko w życiu wielu osób.
Harry wiedział, że wiążąc się ze mną wiele ryzykuje, wszak chciał ułożyć sobie życie z osobą, która nie pochodziła z jego świata. On – bogaty i poważany, wiecznie otoczony miłością, nie poznał nigdy na własnej skórze znaczenia słów takich jak „ubóstwo, nędza, margines społeczny”. Ja – wręcz przeciwnie, doskonale wiedziałam, co znaczy walka o przetrwanie. Nigdy nie doświadczyłam miłości od drugiego człowieka, ciągłe poniżenia i obelgi kierowane w moją stronę, stanowiły dla mnie chleb powszedni. Osoby, które powinny zadbać o to, aby dać mi jakikolwiek start w życiu, zniszczyły je już od początku. Matki nie winiłam za nic, umarła, kiedy wydała mnie na świat. Właściwie, nie winiłam nikogo. Wiele lat sądziłam, że tak musi być – że ojciec ma prawo przychodzić do mnie w nocy i robić, co tylko chce, chociaż tak bardzo bolało. Płakałam, by przestał, jednak on skutecznie zamykał mi usta porządnym uderzeniem w twarz. Przecież miał prawo, bo kto mógł mi powiedzieć, że wcale tak nie było? Że w ten sposób odziera mnie z godności i na całe życie zostawia w przekonaniu, iż jestem nic nie wartą dziewczyną, która spowodowała śmierć jego ukochanej żony? Sąsiedzi, nauczyciele? Nic nie widzieli. Udawali, że nie dostrzegają siniaków na moim ciele. A ja wciąż trwałam w przekonaniu, że tak będzie wyglądać moja przyszłość.
Dorastałam, zbiegiem czasu zaczęłam się stanowczo sprzeciwiać nocnym wizytą ojca. Wiedziałam, że to, co robi jest odrażające. W zamia codziennie dostawałam solidną porcję uderzeń czymkolwiek – pasem, kablem. Wszystko, co przeżywałam, chowałam głęboko w sercu, nie zwierzając się nikomu. Bo niby komu miałam cokolwiek powiedzieć? Nikt nie chciał zadawać się z dziewczyną, która nie ubiera się modnie i niewiele mówi. Byłam sama. Tyle się zmieniło, gdy poznałam Harry'ego.
Miałam szesnaście lat gdy dostałam pracę w barze, najpierw jako pomoc kuchenna, następnie kelnerka. Moja szefowa okazała się najmilszą i najbardziej życzliwą osobą, jaką było mi dane w życiu spotkać. W pewnym sensie zastępowała mi matkę, której nigdy nie miałam. Spędzałam z nią wiele czasu. Kiedy tylko kończyłam lekcję od razu przychodziłam do baru, który mieścił się na jednej z najcichszych ulic Londynu. Był to mój azyl. Często też pani Lisa zabierała mnie do swojego domku, gdzie nocowałam, kiedy ojciec stawał się nie do zniesienia, czyli praktycznie codziennie. Ta przemiła kobieta wiele razy próbowała skończyć moją udrękę. Kilkukrotnie próbowała donieść na ojca na policję, jednak uparcie prosiłam ją, aby tego nie robiła. Nie zniosłabym ich pytań dotyczących tego, co mi robił. Tylko pani Lisa wiedziała, co dzieje się w domu, ale nawet jej nie potrafiłam powiedzieć wszystkiego – wstydziłam się.
Pewnego dnia zadzwonił dzwonek, informujący, że pojawili się goście w barze. Staruszka jak na skrzydłach podbiegła przywitać szóstkę osób, która podeszła do jednego z większych stolików. Uśmiechnęłam się, patrząc na jej tryskającą radością twarz. Widać było, że długo zna się z przybyłymi i obie strony bardzo się lubią. Przyjrzałam się wszystkim. Piątka chłopców w wieku od osiemnastu do dwudziestu kilku lat i jeden mężczyzna około czterdziestki. Wszyscy sprawiali naprawdę miłe wrażenie. Jeden z nich przyciągnął moją uwagę bardziej niż reszta. Burza loków na głowie, zawadiacki uśmiech i te oczy, które teraz wpatrywały się we mnie z taką intensywnością. Kiedy to spostrzegłam, zarumieniona spuściłam głowę. Pani Lisa zawołała mnie. Z głośno bijącym sercem podeszłam do zgromadzonych. Kobieta przedstawiła mnie wszystkim, potem ja poznałam ich imiona. Harry. Go zapamiętałam najbardziej.
Dni mijały, a Harry odwiedzał bar codziennie. Z utęsknieniem wyczekiwałam tych chwil, kiedy będę mogła znów go ujrzeć. Pomiędzy nami nawiązała się więź, która z każdym dniem stawała się mocniejsza. Harry był pierwszym chłopakiem, przy którym czułam się swobodnie i który nie powodował odruchów wymiotnych, kiedy na przykład przez przypadek dotknął mojej dłoni. Przy nim nie wracały okropne wspomnienia związane z ojcem, wręcz przeciwnie. Brunet rozbudził we mnie uczucia, które jak się wydawało zostały dawno zniszczone.
- On cię kocha, skarbie – Usłyszałam nad sobą zmęczony głos pani Lisy. Upuściłam talerz, który akurat wycierałam, na szczęście nie stłukł się.
- Nie rozumiem... - zaczęłam niepewnie. Choć czy naprawdę nie rozumiałam? Jeśli pod słowem „kocham” kryła się tęsknota za drugą osobą, radość, gdy się ją zobaczy, zrozumienie, ufność i... pożądanie, to tak, też kochałam Harry'ego. Darzyłam uczuciem tak silnym, jak jeszcze nikogo w życiu.
- Rozumiesz, prawda? - zapytała staruszka, ja lekko kiwnęłam głową.
- Ale to nie ma przyszłości, pani Liso. On jest sławny. Należy do zespołu. Cały świat na niego patrzy, a ja? Ja jestem dziewczyną, która wychowała się w najgorszej patologii – mruknęłam niewyraźnie. Pochyliłam się tak, że włosy przysłoniły mi twarz. Oczy miałam pełne łez, nie chciałam pokazywać swojej słabości. Poczułam na ramieniu chudą dłoń staruszki.
- Powiedz mu o wszystkim, kochanie. Jestem pewna, że Harry cię zrozumie, to dobry chłopak. Lekkomyślny, ale niesamowicie wrażliwy. Uważam, że poradzicie sobie z jego sławą i twoją przeszłością – powiedziała troskliwie.
- To nie jest przeszłość, pani Liso. To wszystko nadal trwa – oznajmiłam, zawzięcie szorując patelnię.
- Och, maleńka! Tak bardzo chciałabym ci pomóc! Zgłośmy to na policję! Musisz się od niego uwolnić!
- Nie! Stanowczo zabraniam! On już niedługo umrze, przynajmniej mam taką nadzieję! - Zasłoniłam gwałtownie usta ręką. - Nie to chciałam powiedzieć, przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać, ten łajdak zasługuje na długą śmierć w męczarniach.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka, informujący, że ktoś przybył do baru.
Harry zajrzał po chwili z uśmiechem do kuchni.
- Dzień dobry! - zwrócił się do pani Lisy, a mi posłał czuł uśmiech, który odwzajemniłam. Właścicielka baru zostawiła nas samych. Harry niespodziewanie podszedł do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Pierwszy raz odważył się na tak duży krok, mimo iż znaliśmy się już kilka miesięcy. Stałam oszołomiona, wpatrując się w tęczówki Harry'ego, w których malowała się bezgraniczna miłość. Zaparło mi dech w piersiach, nikt nigdy nie okazał mi tyle uczucia.
- Chciałem cię o coś zapytać...- oznajmił, gdy trzymał mnie w ramionach. O dziwo, nie napawało mnie to odrazą, wręcz przeciwnie. Czułam się bezpieczna i taka kochana.
- O co? - Odchyliłam głowę i spojrzałam na niego uważnie.
- Mam dość tego ukrywania się. Chciałbym cię gdzieś zabrać, pokazać światu. Wyjdźmy gdzieś wieczorem, dobrze? - Harry uniósł brwi ku górze, czekając na moją odpowiedź.
- Harry... Ja.. Ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł... Ja...Wiesz... Muszę ci o czymś powiedzieć. - Wzięłam go za rękę, usiedliśmy do jednego ze stolików. Powoli i z wielkim wstydem zaczęłam opowiadać mu o swoim dzieciństwie. Chłopak patrzył na mnie zszokowany, gdy skończyłam. Bałam się, że za chwilę wstanie i wyjdzie zrywając ze mną całkowicie kontakt. Ale nic takiego nie zrobił, wręcz przeciwnie. Podszedł do mnie, mocno mnie przytulając. Głaskał po włosach, pozwalając, aby moje łzy moczyły jego koszulę.
- Gdy tylko ten sukinsyn wpadnie w moje ręce, obiecuję, że go zabiję. Przysięgam ci, kochanie. - Wtuliłam się w niego mocniej. Gdyby wiedział, że jego słowa wkrótce staną się rzeczywistością...
Tego samego dnia umówiliśmy się, że wyjdziemy wieczorem do kina. Teraz, kiedy Harry o wszystkim wiedział i mimo to akceptował mnie wraz z moją przyszłością, nie bałam się niczego. Wiedziałam, że związek z nim niesie za sobą zero życia prywatnego, ale chciałam zaryzykować.
Pani Lisa chwaliła właśnie mój wygląd, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam i w jednej chwili z ust zszedł mi uśmiech.
- Muszę wracać do domu, ojciec mnie potrzebuje. - Zarzuciłam na ramiona kurtkę.
- Ależ, kochanie! Przecież jesteś umówiona z Harry'm! Daj sobie spokój, nie jedź do niego! On nie zasługuje nawet na najmniejsze zainteresowanie z twojej strony! - wykrzyknęła pani Lisa, a ja pokręciłam głową.
- Nie, to mimo wszystko mój ojciec!
- Mimo wszystko! Ojciec?! Który cię gwałcił? - Moja szefowa zrobiła się czerwona na twarzy. Nie mogła tego zrozumieć, ja też nie, ale nie potrafiłam zostawić go na pastwę losu.
Kiedy weszłam do mieszkania, w nozdrza uderzył mnie odór stęchlizny i alkoholu. Ojciec leżał na kanapie i uśmiechał się głupkowato.
- Co się stało? - zapytałam chłodno, a po mojej twarzy przemknął cień obrzydzenia.
- Nic, po prostu potrzebuję pieniędzy – odparł., jakby nigdy nic, drapiąc się po owłosionej piersi. Był pijany, jak zawsze zresztą.
- Zadzwoniłeś, okłamując mnie, że umierasz, a tak naprawdę potrzebujesz po prostu pieniędzy?! - Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Nagle, jakby coś we mnie pękło. Nienawiść do tego mężczyzny skrywana tak długo, w końcu znalazła ujście. - Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę cię za te wszystkie lata, kiedy przychodziłeś do mojego pokoju i mnie gwałciłeś! Własną córkę! Nienawidzę cię za ten czas poniżeń, uderzeń i wyzwisk! Po prostu... Napawasz mnie obrzydzeniem! Nie mogę pojąć, jak ktoś mógł z tobą być! - wykrzyczałam wszystko, co bolało mnie przez tyle lat. Nagle ojciec pociemniał na twarzy, podniósł się z kanapy, wolno podchodząc w moją stronę. Serce podeszło mi do gardła. Przycisnął mnie do drzwi, wymierzając siarczysty policzek.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić! - syknął, łapiąc mnie za włosy. Ciągnął mnie w stronę kanapy, klnąc i wyzywając od najgorszych. Próbowałam się wyrwać, jednak nie miałam na tyle siły. Ojciec rzucił mną o mebel, po czym zaczął okładać pięściami. Z moich ust wyrwał się krzyk, długo wołałam o pomoc. W końcu drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Ledwie żywa otworzyłam oczy i ujrzałam Harry'ego odciągającego ode mnie ojca. Nigdy w życiu nie widziałam na jego twarzy takich emocji. Chęć mordu mieszała się z żalem. Harry nie panował nad sobą, uderzał pięciami ojca po twarzy, brzuchu. Straszy mężczyzna nie miał sił się bronić, w Harry'ego wstąpiły nadludzkie pokłady energii.
- Harry! Przestań! - krzyknęłam, kiedy ocknęłam się z odrętwienia. Chłopak spojrzał na mnie, jego twarz zalana była łzami. Ukradkiem przeniósł spojrzenie na mojego ojca. Ten nie ruszał się. Chłopak niewiele mówiąc podszedł do mnie i przytulił. Po chwili w mieszkaniu pojawili się sąsiedzi. Zaraz za nimi reporterzy, a potem policja. Wszystko działo się tak szybko. Harry został zakuty w kajdanki, a mnie sprowadzono do karetki. Krzyczałam, żeby go puścili, jednak nie słuchali, zdążyłam tylko wyczytać z jego ust „kocham cię”.
- Skarbie? - Harry spojrzał na mnie z uśmiechem, przywołując mnie w ten sposób do rzeczywistości. Siedzieliśmy w sali pełnej więźniów, którzy właśnie korzystali z tych kilkuminutowych spotkań z rodziną. - Znów myślałaś o tamtym dniu? - zapytał.
Skinęłam nieznacznie głową.
- Tak bardzo za tobą tęsknię, Harry. Gdybym wtedy tam nie poszła... Boże... - jęknęłam, przykładając do policzka jego dłonie. To one uratowały mnie od życia w poniżeniu.
- Przestań, rozumiesz?! Nie chcę więcej o tym słuchać. Nie przychodź, jeśli masz zamiar o tym wspominać. - Jego groźne spojrzenie sprawiło, że zadrżałam. Mimo to wiedziałam, że tak nie myśli.
- Przepraszam, skarbie – rzekłam, a on pocałował mnie w policzek.
- Harry Styles, koniec widzenia – usłyszeliśmy głos klawisza. Jęknął, a w moich oczach pojawiły się łzy. Strażnik podszedł do chłopaka.
- Czekaj na mnie, jeszcze tylko cztery lata – szepnął, a ja kiwnęłam głową. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. – Posłałam mu uśmiech pełen czułości, ale i bólu. Po chwili Harry zniknął za drzwiami, prowadzącymi na celę.
Wyszłam z budynku więzienia. Jak zwykle otoczyli mnie paparazzi. Mimo iż minął rok, sprawa Harry'ego wciąż utrzymywała się na pierwszych stronach gazet. Louis podszedł do mnie i poprowadził do samochodu.
- Jeszcze tylko cztery lata – powiedziałam do siebie, a Lou objął swoją silną dłonią moją rękę.
- Wytrzymamy – rzekł.

II cz.

Otworzyłam szeroko oczy, wsłuchując się w krople deszczu uderzające o parapet. Ten dźwięk był pewnego rodzaju ukojeniem dla moich skołatanych myśli, które cały czas krążyły tylko wokół jednego – dziś mijał drugi rok, odkąd Harry znalazł się w więzieniu, a co za tym idzie: druga rocznica śmierci ojca. Usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłonie. Chciałam o tym zapomnieć. Świadomość, że chłopak trafił tam przeze mnie, zabijała mnie powoli każdego dnia. Wiedziałam, że z mojej winy zniszczył swoje życie i karierę – każdego dnia przypominały mi o tym jego fanki, które nienawidziły mnie z całego serca. Zresztą, ja również siebie nienawidziłam. Wplątałam Harry'ego w najgorsze bagno, pociągnęłam na samo dno, ale on mimo wszystko dalej mnie kochał. Dał mi to, czego nie miałam przez całe życie – miłość i bezpieczeństwo. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego twarzy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Spotkania raz w miesiącu nie wystarczały, by wypełnić pustkę po nim.
Podeszłam do okna, wzdychając ciężko. Śmierć ojca nie poruszyła mnie w ogóle. Właściwie, choć mogło to wydawać się okropne, cieszyłam się, że się od niego uwolniłam. Mimo to czułam wyrzuty sumienia, spowodowane tym, że nawet nie miałam odwagi iść na cmentarz i zapalić świeczki na jego grobie. Nie byłam tam w ogóle odkąd zmarł na skutek uderzenia w głowę – Harry nie potrafił się opanować, gdy dopadł go w swoje ręce.
W pewnej chwili niebo przecięły błyskawice, a kilka sekund później rozległ się grzmot. Zadrżałam. Nienawidziłam burzy. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Zamarłam, gdy zobaczyłam, kto to taki. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, a w oczach stanęły mi łzy.
- Wiem, że boisz się burzy, dlatego przyjechałem jak najszybciej – powiedział Harry z szerokim uśmiechem, zarzucając mokrymi włosami
- O, Boże! - szepnęłam i rzuciłam się chłopakowi w ramiona. W jednej chwili spłynął na mnie błogi spokój, a serce przepełniła radość. Z oczu popłynęły mi łzy, nie mogłam opanować wzruszenia.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał dziwnie zmienionym głosem.
- Ze szczęścia! - odparłam i pocałowałam go. Och, jak bardzo brakowało mi jego ust! - Boże, wchodź, jesteś cały przemoczony! - Wciągnęłam go do środka. Byłam tak poruszona, że nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Harry usiadł na kanapie i obserwował mnie z uśmiechem. Ja również na niego spojrzałam i przeraziłam się. Był wychudzony, jego włosy straciły połysk, a oczy, niegdyś tak wesołe, teraz stały się matowe i smutne. Więzienie to zbyt wiele dla tak wrażliwego i młodego chłopaka. Szybko otarłam łzy i podałam mu ręcznik, który wcześniej przyniosłam z łazienki. Harry odłożył go na bok. Pociągnął mnie za rękę i posadził na swoich kolanach. Ręce założyłam mu na szyję, wdychając słodki zapach jego skóry.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem – mruknął, składając delikatne pocałunki na moich ramionach, dekolcie, twarzy. Wzdychałam z zadowolenia. Kto by pomyślał, że będę zdolna do takich rzeczy, pomimo tego, co zrobił mi ojciec. Na szczęście nie zabił on we mnie strefy erotycznej. Potrafiłam dawać przyjemność, jak i ją przyjmować.
- Ja za tobą też, Harry. Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo. Ale co ty tu w ogóle robisz, przecież do odsiadki zostały ci jeszcze trzy lata? - Przerwałam jego pieszczoty, patrząc na niego uważnie.
- Zwolnienie warunkowe za dobre sprawowanie. - Uśmiechnął się szeroko. - Nie dałem znać, bo chciałem zrobić ci niespodziankę.
- Udało ci się! - zaśmiałam się lekko, czując jak dłoń Harry'ego delikatnie gładzi moją skórę. Poczułam gorąco w okolicach podbrzusza, uświadamiając sobie, że bardzo pragnę chłopaka. Przywarłam do niego mocniej, wzdychając cicho. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Nie wiem kiedy odnalazłam usta chłopaka, ale już po chwili złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Harry ułożył mnie wygodnie na kanapie.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem – powtarzał, pozbywając się ciuchów i swoich, i moich. Spragnieni swojej bliskości bardzo szybko odnaleźliśmy drogę do siebie. Po kilku godzinach leżałam w ramionach Harry'ego, szczęśliwie zmęczona. Harry westchnął ciężko. Uniosłam głowę, patrząc na niego pytająco.
- Co się dzieje? - zapytałam zmartwiona.
- Nic, po prostu nie wierzę, że tu jestem. Obawiam się też spotkania z chłopcami, rodziną, a przede wszystkim z opinią publiczną – oznajmił, całując mnie w czoło.
- Tak mi przykro, Harry. To, co cię spotkało, to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym tam nie poszła... - Nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak przerwał mi ostro:
- Zamilcz! Tak musiało być, nie rozumiesz?! Jeśli nie dorwałbym go wtedy, to zrobiłbym to później! Niczego nie żałuję. Tak musiało być, kochanie – dodał już nieco spokojniej, a ja kiwnęłam głową. Mimo to ciągle miałam poczucie winy, wiedziałam, że długo się go nie pozbędę.
- Wrócisz do zespołu? - zapytałam po chwili.
- Obiecałem to chłopakom. Ale to miało być za trzy lata... Powiem szczerze, iż miałem nadzieję, że do mojego wyjścia zakończą działalność – oznajmił niepewnie. Tak bardzo było mi go żal, miał dopiero dwadzieścia lat, a już został tak bardzo skrzywdzony przez los. - Teraz to nie będzie to samo.
- Harry, One Direction ciągle jest na topie, nie schodzi z pierwszych miejsc list przebojów.
- Właśnie, więc do niczego nie jestem im potrzebny. Dają sobie doskonale radę beze mnie – powiedział sucho. Odsunęłam się od chłopaka i zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem.
- Nigdy tak nie mów! Nie pozwalam ci zrezygnować z marzeń! One Direction tworzy piątka chłopaków, zapamiętaj! - Prawie krzyknęłam, a Harry uśmiechnął się lekko.
- Dobrze. Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie też. - Wróciłam do poprzedniej pozycji. Po chwili oboje pogrążyliśmy się w krainie snów.

Następny dzień pełen był wzruszeń. Już z samego rano odwiedzili nas chłopcy wraz z całym zespołem muzyków i Paulem. Łzom nie było końca, żaden z nich ich się nie wstydził.
- Harry, jaki ty jesteś chudy! - zawołał zaczepnie Louis. Harry uśmiechnął się tylko. Widziałam, jak bardzo przeżywa spotkanie z przyjaciółmi. Byłam trochę zła, że chłopak zajął się tylko nimi, jednak szybko się zreflektowałam. Oni wyjdą, a Harry znów będzie mój, więc nie mogłam zabierać im tych cennych chwil.
- Wracasz do nas, prawda? - zapytał Zayn z nadzieją w głosie.
- Przecież jego kontrakt nie wygasł, więc nie ma wyboru – powiedział żartobliwie Paul. Doskonale wiedział, że Harry nie miał obowiązku wracać do zespołu, dlatego też w tym momencie utkwił w nim błagalne spojrzenie. Brunet zmieszał się nieco, poszukał mnie wzrokiem. Posłałam mu uśmiech z końca salonu. Chciałam, żeby miał świadomość, iż nieważne jaką decyzję podejmie, będę razem z nim.
- Jeszcze nad tym nie myślałem – powiedział Harry.
- Nie żartuj, przecież to logiczne, że wracasz – Louis podszedł do chłopaka i klepnął go w ramię. - No, ale, koniec gadania, czas opić twoją wolność!
Impreza na powitanie Harry'ego trwała do późnej nocy. Lubiłam patrzeć na śmiejącego się bruneta, wiedziałam, że na te krótkie momenty zapomina o tym, co przeżył podczas pobytu w więzieniu.
Kolejne dni były ciężkie dla wszystkich. Pod naszym mieszkaniem cały czas stali reporterzy oraz fani, którzy chcieli porozmawiać z Harry'm, chłopak kilkukrotnie wyszedł swoim wielbicielom na spotkanie. Na pytania paparazzi jednak nie odpowiadał. W końcu, po dwóch miesiącach ukrywania, Harry zgodził się na koncert z zespołem. Nikt nie przewidział tego, co się na nim wydarzyło.

Był lipcowy, ciepły wieczór. Siedząc za kulisami obserwowałam, jak sala, w której występować mieli chłopcy, zapełnia się po brzegi fanami. Ten koncert budził naprawdę wielkie zainteresowanie – w końcu minęło dwa i pół roku odkąd chłopcy występowali w pełnym składzie. Zerknęłam na Harry'ego, który stał w kącie, opierając się czołem o ścianę. Podeszłam do niego, przytulając się do jego pleców. Chłopak obrócił się przodem do mnie.
- Co jest, kochanie? - zapytałam, składając delikatny pocałunek na jego ustach.
- Stresuję się. Minęło tyle czasu odkąd występowałem ostatni raz. - Westchnął.
- Będzie dobrze – szepnęłam. Po kilku minutach rozpoczęło się odliczanie i chłopcy, jak za dawnych czasów, wyskoczyli na scenę.
Wrzask, który rozniósł się po sali, zranił dotkliwie moje uszy. Fani skandowali imię Harry'ego, chłopak obserwował wszystko z szeroko otwartymi oczyma, na jego twarzy malowało się ogromne szczęście. W końcu koncert dobiegł końca. Chłopcy zaczęli żegnać się z fanami, Harry jednak poprosił o chwilę uwagi. Stanął na środku sceny, wyglądał tak nieporadnie i bardzo wzruszająco. Po chwili zaczął mówić:
- Jestem niezmiernie szczęśliwy za to, że po mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło przyjęliście mnie tak ciepło i serdecznie. Jesteście najwspanialszymi fanami! Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszych – przerwał, wyraźnie wzruszony. - Dziękuję wam, że przez te prawie trzy lata wciąż byliście ze mną, nie skreśliliście mnie jako człowieka. Listy, które od was dostawałem pozwalały mi przetrwać. Mimo to na wszystko kiedyś przychodzi koniec. Na mnie też przyszedł. Odchodzę z One Direction. Te ponad dwa lata, które spędziłem razem z chłopakami będą najwspanialszymi wspomnieniami, jakie zachowam. Będę do nich wracał zawsze, bo uwierzcie, że to wszystko, co osiągnęliśmy jest dla mnie niepojęte. Mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. Raz jeszcze dziękuję za waszą obecność w moim życiu! Nigdy was nie zapomnę! Żegnajcie – skończył i zszedł ze sceny. Stałam nieruchomo, wpatrując się w Harry'ego, który po chwili został otoczony przez przyjaciół. Wszyscy płakali, jednak nie namawiali go, by zmienił decyzję. Każdy etap w życiu człowieka musi zostać kiedyś zakończony. Harry właśnie zamknął rozdział pod tytułem "One Direction".


Imagin- Harry.

Nerwowo wygładziłam rąbek mej granatowej spódnicy, starając się pozbyć nierówności, której w rzeczywistości tam nie było. Po prostu musiałam znaleźć sobie zajęcie. Zająć czymś ręce. Wszystko po to, aby wyrzucić tą myśl z mojej głowy, która jak na złość, w chwilach nieuwagi, wracała niczym bumerang ze zdwojoną siłą. Tak długo zwlekłam z wyjawieniem mu sekretu. I, bądźmy szczerzy, gdybym mogła dalej chowałabym to w tajemnicy. Jednak nie mogłam być niesprawiedliwa w stosunku do niego. Powinien wiedzieć. Powinien wiedzieć, że umieram.

Przestąpiłam próg naszego mieszkania, mocno ściskając w dłoniach klucze. Stukot nowych obcasów po drewnianej podłodze rozchodził się echem po prawie pustym mieszkaniu. Dopiero się tu wprowadziliśmy i nie zdążyliśmy przenieść wszystkich mebli ze starego lokum. Mieliśmy zacząć nowy etap w życiu. Mieliśmy marzenie, które teraz mogłam zniszczyć jednym słowem.

- Kochanie – odezwałam się cicho, zauważając drżenie własnego głosu.

Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Przystanęłam na chwilę, rozmasowując zbolały kark, starając się dobrać w głowie odpowiednie słowa. Szykowałam przemowę. To zabawne, a zarazem przykre. Dowiedziałam się o mojej chorobie pół roku temu. Pamiętam nawet skruszony wyraz twarzy lekarza, kiedy oznajmiał mi złą nowinę. Sześć długich miesięcy, a ja nigdy nawet nie próbowałam wyobrazić sobie mojej rozmowy z Harrym. Chciałam zapomnieć o tym. Miałam nadzieję, że to minie. Jak grypa. Że wystarczy tylko tydzień czy dwa w łóżku i znów będę zdrowa. Jednak nie w tym razem. Byłam po prostu samolubna. Nic mu nie powiedziałam przez ten czas. Harry zaplanował nam już całe życie. Zawsze z szerokim uśmiechem opowiadał o naszych dzieciach. O domu. Miał plan. Który od tak miałam teraz zrujnować.

Zrobiłam krok w kierunku naszej sypialni. I wtedy go zauważyłam. Siedział w jego ulubionym, czerwonym fotelu, z szerokim uśmiechem, którym tak cholernie kochałam.

- Dlaczego się nie odezwałeś? – zapytałam, uśmiechając się nieznacznie.

Harry odwrócił się w moim kierunku i wzruszył ramionami.

- Chciałem, żebyś sama mnie odnalazła.

Zachichotałam, nagle przypominając sobie powód mojego tak szybkiego powrotu do domu. Spoważniałam. Z mojej twarzy znikł uśmiech. On zauważył, że coś było nie tak. Zawsze to zauważał.

- Coś się stało?

- Harry… Musimy porozmawiać – szepnęłam, ledwo powstrzymując się od łez.

Styles poklepał się po kolanach, dając znak, abym podeszła. Wolnymi krokami zbliżyłam się do niego, zajmując miejsce na tuż obok.

- Jest pewna sprawa, o której powinieneś wiedzieć. I…

- No dalej – pośpieszył mnie, uśmiechając się w ten sposób, którzy zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.

- Harry. Ja… Ja umieram, Harry.

Spojrzałam mu głęboko w oczy, uważnie śledząc jego reakcje. Z początku zdawał się nie wierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Jakbym to, co powiedziała było tylko wymysłem jego wyobraźni. Kiedy dotarł do niego sens moich słów spoważniał. Spojrzał na mnie z wyrzutem, doprowadzając mnie do łez.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Dlaczego! – krzyknął.

Nie mogłam. Nie chciałam.

- Byłeś zbyt szczęśliwy. Jak mogłabym to zrujnować? – powiedział zachrypniętym od łez głosem.

Harry przytulił mnie do siebie mocno. Czułam bijące od niego ciepło. Ciepło, które napawało mnie siłą i odwagą.

- Moglibyśmy przetrwać do razem. Dobrze wiesz, że nie zostawiłbym cię w tej sytuacji. Razem byś my to przetrwali – mocno ścisnął moją dłoń, utwierdzając w przekonaniu, że to, co mówił było prawdą.

Rozpłakałam się jeszcze bardziej, zostawiając mokre plany na jego szarej koszulce.

- Zobaczysz, skarbie. Pójdziemy do najlepszych lekarzy. Oni ci pomogą. Wyzdrowiejesz – gorączkowo starał mnie się pocieszyć. Sam w ten sposób próbował sobie zamydlić oczy, że wszystko będzie dobrze.

- Harry, już nic ani nikt mi nie pomoże. Umieram. Zostały mi dwa miesiące.

Pod wpływem tych słów coś w nim pękło. Po raz pierwszy zobaczyłam jego łzy, powoli spływające po jego zaczerwienionych policzkach. Jego piękne, zielone oczy były teraz takie smutne, pozbawione tej iskierki, która zawsze w nich była.

Spędziliśmy całą noc przytulając się do ciebie i cicho popłakując. Zastanawialiśmy się jak wyglądać będzie teraz nasze życie. Jego życie. Beze mnie.


Imagin- Niall.

Lubiłaś patrzeć na jego niebieskie oczy, wpatrujące się w ciebie z wielką miłością, na jego usta, które z takim uwielbieniem wypowiadały twoje imię. Kochałaś dotyk jego delikatnych dłoni na swojej skórze, kiedy cię pieścił. Po prostu kochałaś go całego. Wiedziałaś, że jest tym jedynym, wyjątkowym. Byliście młodzi, ale przysięgliście sobie miłość aż po grób. Nie wiedziałaś, że wasze słowa mogą stać się rzeczywistością.
- Niall, nie chcę, żebyś wyjeżdżał – powiedziałaś, zarzucając mu ręce na szyję. Miałaś ochotę płakać i zacząć tupać nogami, aby zatrzymać go przy sobie. Mimo to powstrzymałaś się – wiedziałaś, że taka jest jego praca. Doskonale zdawałaś sobie sprawę na co się piszesz, wiążąc się z nim.
-(Twoje imię), wiesz dobrze, że ja też nie chcę. - Pocałował cię w czoło, wrzucając kilka koszulek do walizki. - To tylko trzy tygodnie. Oglądaj telewizję, na pewno mnie zobaczysz. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, przez co i ty się uśmiechnęłaś.
- Trzy tygodnie to jak wieczność... - mruknęłaś pod nosem, pomagając mu w pakowaniu.

Byłaś dumna z tego, że twój chłopak jest wielką gwiazdą, o której myślą miliony dziewczyn na całym świecie. Jednak teraz, stojąc na lotnisku w Londynie, marzyłaś o tym, by choć na chwilę jego fani dali wam spokój. To był wasz moment. Chciałaś pożegnać go bez błysku fleszy i krzyku tłumu. Niestety, nie było ci to dane.
- Kocham cię, Niall. - Wtuliłaś się w niego, ukrywając twarz w jego ramionach. Po twoich policzkach spływały łzy. Czułaś, że coś jest nie tak. Bałaś się.
- Ja też cię kocham, słoneczko – powiedział, głaszcząc cię po plecach. Uniósł twoją głowę ku górze, składając na ustach pocałunek przepełniony bezgraniczną miłością i tęsknotą. - Nie płacz, niedługo wrócę. - Starł z twoich policzków łzy, uśmiechając się szeroko. Nie obchodziło cię, że za chwilę w internecie pojawią się twoje zdjęcia z podpuchniętymi od płaczu oczyma.
- Boję się – szepnęłaś tak cicho, że ledwo to usłyszał.
- Czego?! - zapytał zdziwiony, przytulając cię.
- Nie wiem, po prostu mam złe przeczucia. Uważajcie na siebie w tej Ameryce. - Pocałowałaś go ostatni raz. Pożegnałaś się z resztą zespołu i po chwili wszyscy zniknęli za bramką. Nie przepuszczałaś, że twój strach okaże się niebezpodstawny.

Leżałaś na kanapie, oglądając telewizję. Była już późna noc, więc, mimo woli, przymknęłaś oczy. Jednak zbudził cię głos dochodzący z odbiornika.
„Nadajemy z ostatniej chwili. Kilka minut temu, na lotnisku w Waszyngtonie rozbił się samolot lecący z Londynu. Wszyscy znajdujący się na pokładzie zginęli. Przyczyny katastrofy nie są jeszcze znane.”
Usiadłaś gwałtownie, przykładając pilot do serca. Przecież to nie musiał być TEN samolot, to na pewno nie jest samolot Nialla, pomyślałaś. Twoje wątpliwości zostały rozwiane w następnej minucie. To, co usłyszałaś, wstrząsnęło tobą dogłębnie.
„Dostaliśmy informację, że na pokładzie znajdowali się członkowie sławnego zespołu One Direction. Żadna z osób lecąca samolotem nie przeżyła. Prawdopodobnie powodem wypadku...”. Nie słuchałaś dalej. Jakby w transie wyłączyłaś telewizor, pozwalając łzom spływać po twojej twarzy. Osoba, którą kochałaś ponad wszystko, tak po prostu zniknęła z twojego życia. Nie mogłaś w to uwierzyć. To, co się stało nie wydarzyło się naprawdę. Nie dopuszczałaś do siebie tej myśli.
Nie zwracałaś uwagi na telefon, który dzwonił już od jakiegoś czasu. Siedziałaś, tępo wpatrując się w ścianę. Nie zareagowałaś nawet, gdy ktoś dobijał się do drzwi. Nie przejęłaś się też, gdy usłyszałaś przekręcanie klucza w zamku. Chciałaś być sama. Tylko ty i twój ból. Nikt więcej.
- Skarbie. - Usłyszałaś tak dobrze znany sobie głos. Jednak nie odwróciłaś się. Byłaś przekonana, że to twoja psychika płata ci figla. Dopiero, gdy poczułaś czyjeś dłonie na swoich ramionach, wzdrygnęłaś się i obejrzałaś. To, co zobaczyłaś, sprawiło, że zamarłaś. Nie byłaś w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Niall?! Ale jak to?! Przecież twój samolot... rozbił się... Mówili w wiadomościach... - wydusiłaś przez łzy. Nie wierzyłaś, że to dzieje się naprawdę. Żeby się upewnić, że to wszystko jest rzeczywistością, ścisnęłaś go za rękę, a gdy odpowiedział ci uściskiem, pozwoliłaś sobie na głośny wybuch płaczu. Chłopak objął cię.
- Skarbie, nie płacz. Przepraszam, że nie zadzwoniłem ani nie napisałem, że zostajemy. Sami dowiedzieliśmy się tuż przed wejściem do samolotu. Było już późno, nie chciałem Cię budzić. Zatrzymaliśmy się w hotelu, zaraz obok lotniska. Nie wylecieliśmy, bo Paul zapomniał jakiejś bardzo ważnej rzeczy. Kretyn... – powiedział, po czym znów powrócił do wyjaśnień - Kiedy usłyszałem wiadomości od razu zacząłem dzwonić, ale ty nie odbierałaś... - Głos mu się załamał. Spojrzałaś na niego. To, że żył można było nazwać cudem. Tak, to był cud. Niall, chłopak, którego kochałaś nad życie, siedział tu, obejmując cię – cały i zdrowy. Położyłaś dłoń na jego policzku, z zachłannością wpijając się w jego usta.
- Nie wiem, jak mogłaś pomyśleć, że zostawiłbym cię samą – rzekł. Nie odpowiedziałaś, po prostu wtuliłaś się w jego tors, ciesząc się tym, że żyje.


Imagin- Harry.

Czułam, jak chłodna morska woda delikatnie obmywa moje nagie stopy. Tak bardzo lubiłam tu przychodzić.
Wdychając świeżą bryzę, kreśliłam palcem wzory na jasnym piasku. Na początku były to bliżej niezidentyfikowane
kółka, krzyżyki i Bóg wie co jeszcze. Jednak po kilku chwilach widniała przede mną duża litera H.
Tęskniłam za nim. Przyprawiała mnie o ból serca, ale cóż mogłam na to poradzić? Wyjechał na tę głupią trasę koncertową.
A już chciałam powiedzieć mu, co czuję...
/Retrospekcja/
Harry wpadł do domu Alice cały rozpromieniony. Gdy go zobaczyła, jej serce gwałtownie przyspieszyło, jak gdyby
chciało wyrwać się z jej piersi. Tak, powie mu to. Dzisiaj. Teraz.
- Alice! - krzyknął chłopak, śmiejąc się serdecznie. - Nasza pierwsza trasa! Wyjeżdżamy za dwa tygodnie!
Jej świat się zatrzymał. Harry, jej Harry, wyjeżdża. Opuszcza ją. Kiedy zmusiła się do bladego uśmiechu,
jej przyjaciel podszedł do niej i mocno przytulił. Gdy schowala twarz w jego obojczyku, czuła, że trzyma w rękach
cały swój świat. Cały sens swojego istnienia. A teraz miała go stracić. Dwie duże łzy wymknęły się na jej policzki.
- Mała, Ty płaczesz? - zapytał spanikowany Harry.
- Będzie... będzie mi Ciebie brakowało - wyszeptała. Przygarnął ją do siebie ponownie.
- Mi Ciebie też - zapewnił, kołysząc Alice uspokajająco w swoich ramionach. - Będę dzwonił. Codziennie.
- Obiecujesz? - mruknęła, podnosząc na niego swoje ogromne, zielone oczy.
- Obiecuję, kochanie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, wiesz? - uśmiechnął się i dał jej pstryczka w nos.
Zacisnęła oczy, by ponownie się nie rozpłakać. Musiała pozwolić mu odejść. Chciała, by był szczęśliwy.
/Teraźniejszość/
Przypominając sobie nasze ostatnie chwile razem, uśmiechnęłam się lekko. To już dwa miesiące bez niego.
Bez jego delikatnego głosu, dłoni, oczu. Tęsknota za nim uświadomiła mi, jak bardzo jest dla mnie ważny.
Najważniejszy. Westchnęłam i wstałam, kierując się w stronę domu. Jak co wieczór, planowałam obejrzeć koncert
piątki moich przyjaciół. Robiłam to zawsze, kiedy brakowało mi ich najbardziej. Dziś zdecydowanie był taki dzień.
Po powrocie zasiadłam przed telewizorem ze szklanką coli w ręce. Gdy na scenie pojawił się Liam, Zayn, Niall i Louis,
przetarłam oczy. Po raz pierwszy nie było z nimi Harry'ego. Co się stało? Czy coś z nim nie tak?
Strach chwycił mnie za gardło i już miałam dzwonić do rodziców chłopaka, gdy Liam przechwycił mikrofon, wyjął z
kieszeni kartkę złożoną na cztery i przemówił:
- Harry'ego nie będzie dziś z nami, bo... a zresztą, posłuchajcie - rozłożył kawałek papieru i zaczął czytać.
- "Cześć, kochani. Przepraszam, że zrezygnowałem z dzisiejszego koncertu. Muszę jednak załatwić pewną sprawę.
Mianowicie, muszę powiedzieć mojej najlepszej przyjaciółce, a zarazem miłości życia, że ją kocham. Alice, jeśli to
oglądasz, jestem już w drodze z lotniska do twojego domu. Skarbie, czekaj na mnie. Muszę ci to powiedzieć osobiście.
Harry." - na widowni zaległa kompletna cisza. Ja sama siedzialam jak spraraliżowana. To nie mogła być prawda.
Musi być jakaś inna przyjaciółka Hazzy o imieniu Alice. To z kolei również nie było możliwe.
Po około pięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Na miękkich nogach pognałam, by otworzyć.
Przed sobą ujrzałam swojego księcia z czerwoną różą w dłoni. Uśmiechnął się lekko na mój widok.
- Oglądałaś może... ? - zaczął. Pokiwałam tylko głową. Na nic więcej nie bylo mnie stać. - Alice, ta rozłąka
uświadomiła mi, ile dla mnie znaczysz. Uświadomiła mi, że... kocham cię ponad życie. Nie mogłem wytrzymać tam bez
Ciebie.
Wpatrywałam się w niego oczyma pełnymi łez wzruszenia. Gdy Hazza je zobaczył, nachylił się nade mną, a w chwilę
później poczułam jego miękkie wargi na swoich. W tym momencie byłam przekonana, że nie istnieje nikt i nic prócz
mnie i niego.
- Kocham cię - szepnął, przejeżdżając palcem po moim policzku.
- Kocham cię - powtórzyłam jak echo. - Już na zawsze.


Imagin- Louis.

Przeczesałam dłonią włosy, uważnie wpatrując się w szczupłą sylwetkę swojej szefowej, która wypuściła głośno powietrze, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
- Naprawdę nie zgadzam się być osobą, na której ona będzie się szkolić – powiedział chłopak w pasiastej koszulce, z grzywką opadającą na mu na czoło.
- Panie Tomlinson, podpisał pan dokumenty, w których wyraża pan zgodę na to, aby pańskiej terapii przysłuchiwała się studentka – oznajmiła pani Agnes Martin, brunetka z lekko siwizną o zmarszczonej twarzy, ale wiecznie żywych i wesołych oczach. Teraz jej zmęczenie było w nich aż nadto widoczne.
- Skoro moja obecność panu przeszkadza, to po prostu wyjdę. - Uśmiechnęłam się porozumiewawczo w stronę pani Martin i wstałam z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Nie! Stój, to znaczy, proszę się zatrzymać! - krzyknął chłopak nerwowo. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Proszę zostać – dodał i umilkł.
- Na pewno? - zapytałam nieco już zirytowana. Ten tylko kiwnął głową. Westchnęłam cicho, czując, że ten chłopak będzie trudnym pacjentem.
- Mogę mówić do ciebie Louis? Ty również możesz zwracać się do nas po imieniu. - Pani Agnes uśmiechnęła się promiennie. Zazdrościłam jej cierpliwości i tego ciepła, które emanowało od niej na kilometry. Była osobą stworzoną do pracy psychologa, tylko ona potrafiła włożyć w to wszystko tyle uczucia. Pragnęłam być taka jak ona. Przeniosłam wzrok na Louisa, który kiwnął łaskawie głową. Ten chłopak niezmiernie drażnił mnie swoim zachowaniem. „Rozkapryszona gwiazda” tylko takie określenie przychodziło mi na myśl, gdy go obserwowałam. Wiedziałam, że jako młoda studentka psychologii nie powinnam oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu, ale niestety, on nie wypadł dobrze, a przecież „pierwsze wrażenie jest najważniejsze”.
- A więc, Louis, co takiego cię dręczy? - zapytała pani Martin, natomiast ja usiadłam wygodniej z zamiarem notowania wszystkiego, co powie chłopak. Ten zmieszał się trochę, spojrzał na mnie niepewnie, a potem przeniósł wzrok gdzieś ponad nasze głowy.
- Rzuciła mnie dziewczyna – powiedział, a ja miałam ochotę się roześmiać. Rozkapryszona gwiazda ze złamanym sercem? Cudownie.
- Louis... czy to przez to wydarzenie popadłeś w alkoholizm i chciałeś się zabić? - Agnes spojrzała na chłopaka z poważną miną. Poruszyłam się gwałtownie. Nie sądziłam, że można być na tyle głupim, aby przez „miłość” pragnąć śmierci.
- To... to bardziej złożone niż się wydaje. - Louis nerwowo przeczesał włosy palcami. Przez moment zrobiło mi się go żal. Miał dwadzieścia jeden lat, sławę, pieniądze, a siedział tu, w niewielkim gabinecie, na brązowej kanapie, przygnębiony i smutny. Ale czyż to nie tacy ludzie korzystali najczęściej z porad psychologa? Wydawało się, że mieli wszystko, lecz w rzeczywistości nie posiadali nic.
- Zacznij od początku, Lou, mamy dużo czasu – powiedziałam cicho, a wszyscy w tym momencie zwrócili na mnie uwagę. Zaklęłam w myśli. Przecież miałam się nie odzywać! Pani Martin posłała mi uśmiech, jak zwykle zresztą. Do końca spotkania milczałam. A Louis nie powiedział nic więcej. Zamknął się w sobie, a każda próba wyciągnięcia z niego czegokolwiek kończyła się niepowodzeniem. Tak wyglądały kolejne spotkania przez tydzień.
- Następną wizytę z Louisem przeprowadzisz ty – powiedziała pewnego dnia pani Martin. Otworzyłam szerzej oczy, nie dowierzając.
- Ale jak to? Pani będzie siedziała razem z nami, prawda? - zapytałam z nadzieją. Kobieta pokręciła przecząco głową.
- On ma jakąś blokadę. Za żadne skarby nie potrafię jej zdjąć. Myślę, że ty dasz radę – rzekła z uśmiechem.
- Ale... ja nie chcę... Nie lubię go – powiedziałam. Po chwili zorientowałam się, jak to zabrzmiało.
- Dlaczego?
- Rozkapryszona gwiazda ze złamanym sercem. Rutyna. Są większe problemy na tym świecie, a on płacze nad utraconą miłością. - Dałam się nieco ponieść emocjom. Pani Martin spojrzała na mnie z dezaprobatą. Skuliłam się pod jej ostrym spojrzeniem. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby patrzyła na kogoś tak... nieprzyjemnie.
- Jeśli uważasz, że Louis po prostu się nad sobą maże, to nie wiem, co tu robisz. Zapamiętaj, że wszystkie problemy, z którymi przychodzą do nas ludzie są równie ważne. Jesteśmy od tego, żeby im pomóc, nie oceniać – oznajmiła sucho.
- Ja... przepraszam.
- Nie wiem, co się z tobą stało. Wcześniej taka nie byłaś. W takim razie... Spotkanie z Louisem będzie traktowane jako egzamin na zaliczenie praktyk. Postaraj się – rzekła kobieta i opuściła gabinet, nim zdążyłam zaprotestować.
Zaklęłam nad swoją głupotą. Pani Agnes miała rację – nie jestem od tego, by oceniać innych. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Jako przyszły psycholog powinnam służyć pomocą, a w tym momencie, zachowałam się jak każda inna osoba, która potrafi tylko komentować, a nie zrozumieć.
Kolejny dzień zapowiadał się dość nieprzyjemnie. Pani Martin wydawała się w dalszym ciągu zła za moje wczorajsze słowa. Miałam wrażenie, że zerwałam między nami tę nić przyjaźni, która narodziła się przez wspólne zainteresowania. Było mi niesamowicie przykro.
Louis zjawił się w gabinecie późnym popołudniem. Zostałam sama, gdyż moja przełożona wyszła na miasto po obiad. Rzuciłam mu nerwowe spojrzenie.
- Witaj, Louis... – zaczęłam, lecz nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak wszedł mi w słowo:
-Gdzie Agnes? - zapytał ostro, stając przed biurkiem. Oparł się rękoma o jego blat i pochylił lekko do przodu. Zamarłam. Jego bliskość na chwilę mnie oszołomiła.
- Wyszła. Dziś ja poprowadzę z tobą terapię, Lou. - Starałam się, aby mój głos nie zadrżał.
- Wszystko mi jedno, możemy zaczynać? - Przewrócił oczyma, siadając na brązową, skórzaną kanapę. Zajęłam miejsce w fotelu, tuż na przeciwko niego.
- Nie mogę powiedzieć, że zrobiliśmy jakiekolwiek postępy, gdyż, niestety, niewiele nam powiedziałeś. Louis, uwierz, że ulży ci, gdy tylko wyrzucisz z siebie to, co cię gryzie – powiedziałam z lekkim uśmiechem, obserwując przystojną twarz chłopaka, która teraz zastygła w zastanowieniu.
- Wy nic nie rozumiecie. Myślicie, że tak łatwo jest mówić o tym, co zrobiłem?! Czego tak bardzo się wstydzę?! Nie potrafię spojrzeć w oczy swoim przyjaciołom, tak bardzo ich zawiodłem! Co ze mnie za mężczyzna, skoro załamałem się po nieudanym związku?! - Louis wstał, krążąc nerwowym krokiem po gabinecie. Było mi niesamowicie głupio, przez to co powiedziałam. Widziałam, jak po twarzy chłopaka spływają łzy, nie zasłużył na moje wczorajsze słowa. Nagle naszła mnie chęć, aby go przytulić. Oznajmić, że wszystko jest w porządku, że nie ma się czym martwić. Jednak opanowałam to pragnienie, musiałam zachowywać się jak profesjonalistka.
- Louis, kochałeś Eleanor, prawda? - zapytałam po dłuższej chwili. Chłopak zajął swoje miejsce i spojrzał na mnie uważnie.
- Czy kochałem? Tak, myślę że tak. Ale co to ma w ogóle do rzeczy?
- To, że miłość potrafi namieszać człowiekowi w głowie. I, uwierz, to, że się załamałeś, nie oznacza, że nie jesteś mężczyzną, bo jesteś! Potrafiłeś pokazać swoje uczucia, to wymaga prawdziwej odwagi, której wielu brak. Ale, fakt, że chciałeś się zabić, faktycznie, był najgłupszym posunięciem. Nie można uciekać od swoich problemów, Louis, trzeba starać się je rozwiązać. - Uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak przeczesał włosy dłonią. Umilkliśmy. Po chwili Louis zerwał się z kanapy i w mgnieniu oka opuścił gabinet. Siedziałam oniemiała, wpatrując się w otwarte drzwi, w których po chwili z uśmiechem na ustach pojawiła się pani Martin. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. Lou zaczął się powoli otwierać i nagle, jakbym powiedziała coś złego, opuścił gabinet. Nie przejmowałam się tym, że prawdopodobnie nie zaliczyłam egzaminu, ale tym, że nie potrafiłam mu pomóc. W oczach stanęły mi łzy, moja przełożona szybko podeszła do mnie i złapała za rękę.
- Dobra robota! Zaliczyłaś! - Posłała mi szeroki uśmiech.
- Co? Ale jak to? - wydukałam, próbując powstrzymać łzy.
- Louis się otworzył – powiedziała, wykładając na stół obiad z pobliskiej restauracji.
- Nieprawda! Wybiegł! Musiałam powiedzieć coś złego! - uniosłam się. Nie zdołałam powstrzymać łez, które spływały po moich policzkach.
- Oszalałaś?! - Agnes objęła mnie delikatnie – Zobaczysz, że wróci.
Ale nie wrócił. Przez następne dwa tygodnie nie pojawił się na żadnej terapii. Agnes uparcie powtarzała mi, że już niedługo chłopak pojawi się w gabinecie, ale nie wierzyłam w to. Chodziłam jak struta. Straciłam chęć do nauki. Zastanawiałam się nawet, czy nie zmienić kierunku studiów. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale świadomość, że nie umiałam pomóc Louisowi niszczyła mnie z każdym dniem.
Pewnego dnia, gdy już zrezygnowana opuściłam budynek, w którym znajdował się gabinet pani Agnes Martin, usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Zirytowana stanęłam na środku chodnika. Zauważyłam, jak w moją stronę biegnie zakapturzony chłopak. Gdy był już na tyle blisko, abym mogła rozpoznać jego twarz, zaniemówiłam z wrażenia.
- Louis?! Co ty tu robisz?! - wykrzyknęłam zdziwiona, ale i uradowana. W jednej chwili opuściło mnie przygnębienie, które towarzyszyło mi przez ten cały czas, który nie widziałam chłopaka.
- Szedłem do was, ale... - nie dokończył, bo przerwałam mu szybko:
- Jeśli chcesz to mogę się wrócić, co prawda skończyłam już praktyki, ale to żaden problem – zaproponowałam ochoczo. Louis uśmiechnął się szeroko. Pierwszy raz widziałam, aby uśmiechał się w taki sposób. Zalała mnie fala czułości.
- Nie, nie trzeba. Jeśli nie jesteś zajęta, to może pójdziemy na spacer? - zapytał. Wychwyciłam w jego głosie nutkę nadziei. Skinęłam lekko głową i po chwili ruszyliśmy w stronę londyńskiego parku.
- Chciałem cię przeprosić, że wtedy uciekłem. Po prostu... po prostu uświadomiłaś mi pewne rzeczy i byłem tak zszokowany, że musiałem zostać sam i to wszystko przemyśleć – powiedział, głośno wypuszczając powietrze. Naciągnął bardziej kaptur na głowę. - Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie rozpoznał – dodał, gdy spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co takiego ci uświadomiłam? - zapytałam, gdy cisza między nami zaczęła się przedłużać.
- Masz rację: nie można uciekać od problemów, a ja to zrobiłem. Zawiodłem wszystkich, na których mi najbardziej zależy. Jednak to nie to było dla mnie tak wielkim wstrząsem... Uświadomiłaś mi, że ja tak naprawdę nie kochałem Eleanor. Załamałem się po tym wszystkim, dlatego że ludzie zaczęli mnie oceniać. Każdy powtarzał: „A nie mówiłem? Ona leciała tylko na twoja kasę.” Nie mogłem znieść komentarzy fanów, rodziny, przyjaciół. Niesamowicie przykro było mi czytać, gdy ludzie pisali, że nie byłem na tyle dobry, by utrzymać ją przy sobie. Wszystko zaczęło mi się mieszać. Nie mogłem znieść presji otoczenia i wtedy... wtedy sięgnąłem po alkohol, potem był już tylko krok, kiedy próbowałem się zabić. Znalazł mnie Harry, nigdy nie zapomnę wyrzutu w jego oczach. - Louis przerwał, zaciskając pięści. - A więc... to nie przez Eleanor chciałem się zabić, ale przez ludzi, którzy zaczęli mnie oceniać.
Westchnęłam głośno, zawstydzona. Czyż ja też nie próbowałam ocenić Louisa? Powiedziałam na jego temat tyle przykrych słów, a on po prostu się zgubił. Zgubił się w świecie show-biznesu, gdzie panują ostre zasady, a kto nie jest na tyle silny, by im podołać, odpada z gry.
- Louis, cieszę się, że doszedłeś do tego wszystkiego sam. - Poklepałam go po ramieniu. Usiedliśmy na ławkę, patrząc przed siebie.
- Nie, nie doszedłem do tego sam. Ty mi w tym pomogłaś. Otworzyłem się przed tobą, bo nie widziałem w twoich oczach współczucia. Patrzyłaś na mnie normalnie – próbował wytłumaczyć. Skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Cieszę się, że cię poznałem – dodał po chwili, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- Ja też się cieszę.. To znaczy, cieszę się, że cię poznałam – dodałam ze śmiechem.
- Myślę, że moglibyśmy być przyjaciółmi – zaproponował z iskrą w oku. Poczułam ukucie w sercu, lecz zignorowałam je. Wyciągnęłam rękę w stronę Louisa.
- To, co... Przyjaciele? - zapytałam. Chłopak chwycił moją dłoń swoimi długimi, silnymi palcami.
- Przyjaciele – rzekł, po czym objął mnie mocno.


poniedziałek, 9 lipca 2012

Imagin- Liam.

- Nienawidziłam, kiedy kłamał - szepnęłam, ściskając w dłoniach mikrofon. – I kiedy jeździł samochodem zbyt szybko. Kiedy kłócił się z Harry’m o to, kto ma lepsze buty. Nienawidziłam, że zawsze miał rację, wiesz? I kiedy podmieniał nam szczoteczki do zębów. Nienawidziłam, kiedy… - mój głos załamał się, gdy spojrzałam na dębową trumnę, stojącą przed ołtarzem. Przed oczyma miałam uśmiechającego się Liama, który poprawiał swoje niesforne włosy. - …mówił, że mnie nie zostawi. Że nigdy mnie nie zostawi. Nienawidzę go za to, że umarł – łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach, a te, które pozostały pod powiekami, przesłoniły mi pole widzenia. Szlochałam jednak dalej, wylewając swoje żale przed całym kościołem, wypełnionym ludźmi. – Nienawidziłam tego, że umiał gotować lepiej ode mnie. I za to, ile emocji wkładał w śpiew. I za to, że zawsze mnie odtrącał – zamknęłam oczy, by odrobinę się uspokoić, jednak na niewiele się to zdało. - Najgorsze jest to… to, że nigdy nie powiedziałam, jak bardzo go kocham. Nigdy nie umiałam tego powiedzieć, choć miałam go na wyciągnięcie ręki. A teraz… teraz nie mam już nic… - opuściłam ręce wzdłuż ciała, a moje kolana stały się miękkie. Upadłam na nie z głuchym łoskotem, przyciskając dłonie do twarzy. Ucisk w klatce piersiowej nasilił się. Po kilku chwilach poczułam, że ktoś delikatnie łapie mnie za ramiona i pomaga wstać. Nie miałam sił, więc Louis wziął mnie na ręce. Wyniósł mnie z kościoła i posadził na ławce, a wkoło mnie zgromadzili się chłopcy. Mówili coś do mnie, ale nie słuchałam ich. Nie słyszałam nic. Nic, prócz śmiechu Liama w swojej własnej głowie.
- Denise – usłyszałam. Znowu mój udręczony mózg robił sobie ze mnie żarty. Znowu go słyszałam. – Denise, spójrz na mnie.
Nie zareagowałam, wiedziałam, że to tylko moje urojenia. Ale potem ktoś odciągnął moje dłonie od policzków. Ujrzałam przed sobą błyszczące, brązowe oczy. To nie mogła być prawda, nie. Nie mogła.
- Louis – jęknęłam. – Ja znowu, znowu go widzę! Nie chcę… idź stąd! – wrzeszczałam jak opętana, zaciskając oczy i potrząsając głową.
- Jestem tutaj – powiedział głos Liama. – Jestem.
- On nie żyje! Umarł, rozumiesz?! Umarł! – miotałam się jak opętana. Przed oczyma miałam ciemność, czułam tylko, jak ktoś przytula mnie do siebie, a po zapachu wody kolońskiej wywnioskowałam, że to mój najlepszy przyjaciel – Lou. Głaskał mnie delikatnie po plecach, starając się uspokoić.
- Nie ma go tutaj – szepnął. – On nie wróci.
Te słowa były kroplą, która przelała czarę. Z mojego gardła wyrwał się histeryczny krzyk, tak głośny, że poczułam, jak dłonie Louisa zaciskają się mocniej na moim ciele. Wstrząsnęły mną dreszcze. Liam był, jest i zawsze będzie sensem mojego życia. Jak mogłam normalnie funkcjonować bez niego?
Poczułam, że odpływam. Zasnęłam z wyczerpania.
Biegłam po skąpanej w blasku słońca łące. Wkoło mnie wznosiły się wiekowe drzewa, kwiaty kwitły, uwalniając upajającą woń, a po niebie sunęły niespiesznie mlecznobiałe obłoki. On gdzieś tu jest, pomyślałam. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawił się przede mną. Jak zawsze utonęłam w głębi jego brązowych tęczówek, a na widok tak dobrze znanego uśmiechu, poczułam, że się rumienię. Nie powiedział nic, po prostu przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jego obojczyk i zacisnęłam oczy.
- Liam… kocham Cię - szepnęłam. A wtedy on zniknął. Stałam sama, próbując zacisnąć pięści na jego koszuli, ale czułam tylko czyste powietrze. Straciłam go. Tym razem na zawsze. Pomyślałam, że już nigdy nie chcę się obudzić.




Imagin- Zayn.

http://www.youtube.com/watch?v=GhDcgmMeM70

Czekasz w swoim mieszkaniu na Zayna. Ma dla Ciebie niespodziankę. Masz malutką nadzieje, że to w końcu powie. Kochasz go ale nie powiedziałaś mu tego bo boisz się, że stracisz go jako swojego najlepszego przyjaciela. Chodzisz po mieszkaniu. Nie wiesz co masz ze soba zrobić. To czekanie na niego sprawia, że coraz bardziej się denerwujesz. Nagle po mieszkaniu rozlega się dźwięk twojego telefonu.
Ty: Halo?
Zayn: Czekamy pod blokiem zejdź na dół.
Ty: Już idę. - Rozłączyłaś się i w głowie zadawałaś sobie pytanie kto jeszcze jedzie z wami. Kiedy wyszłaś i zobaczyłaś że w aucie Zayna na twoim miejscu siedzi jakaś śliczna blondynka stanęłaś jak wryta.
Zayn: No chodź !
Kiedy usiadłaś z tyłu jak jakiś wyrzutek łzy napłynęły Ci do oczu.
Perrie: Cześć jestem Parrie. *podała Ci swoją rękę *
Ty: [TWOJE IMIE] .
Perrie: Fajnie, że mogę Cię w końcu poznać. Zayn tyle mi o tobie opowiadał.
Ty: Pewnie jakieś głupoty.
Perrie: Nieee. Mówił same dobre rzeczy.
Miałaś ochotę wykrzyczeć jak bardzo jesteś na niego wściekła i jak bardzo go kochasz. Ale siedziałaś cicho i patrzyłaś tylko przez szybę. Dzień spędziliście nad jeziorem, potem w restauracji. Kiedy podjechaliście pdo dom Perrie.
P: Dziękuje wam za ten cudowny dzień. Zadzwonie jutro. - Wtedy stało się coś czego najbardziej się obawiałaś. Pocałowali sie na twoich oczach. Patrzyłaś na nich a potem na niego kiedy ona wysiadła.
Zayn: Przesiadasz się do przodu
Ty: Nie bo to miejsce zajął już ktoś inny.
Zayn: Przepraszam ze ci nie powiedziałem o niej.
Ty: Hah. Pieprz się. *wybiegłaś z jego auta trzaskając drzwiami.*
Szłaś poboczem drogi. Przez jakieś pustkowie bo byliście sporo od Londynu. Za 10 minut podjechało auto jechało równo z twoimi krokami.
Zayn: Wsiadaj.
Nic się nie odezwałaś nawet na niego nie spojrzałaś. Łzy spływały ci po twoim policzku.
Zayn: Ja nie rozumiem. Czemu ty
płaczesz. !?
Ty: Czemy rycze !!! *walnęłaś pięścią w jego auto* Bo Cie kocham !!! A ty sie wozisz z tą swoją Perri Sreri !!!
Zayn zatrzymał auto i z niego wysiadł. Podbiegł do Ciebie i mocno przytulił do siebie.
Ty: Puść mnie !!
Zayn: Mam ją w dupie. Zrobiłem to bo widziałem jak wczoraj Paul Cie pocałował.
Ty: Był pijany ! A ty dobrze wiedziałeś że ja Cie kocham !!
Zayn: Nie wiedziałem tego !! Jak bym wiedział to bym Ciebie samą zabrał na tą wycieczkę. Kocham Cie wariatko ty moja. *oparł swoje czoło o twoje ♥* Trzymaliście się za ręce. Po chwili Zayn delikatnie palcami podniósł twoją głowę do góry i pocałował.




Imagin- Harry.

Jesteś w Polsce wczoraj przyleciałaś. Harry jest w Nowej Zelandii. Nie odbiera twoich telefonów powoli zaczynasz się martwić. Jedynie dzięki facebookowi wiesz że u niego wszystko ok. Leżysz u siebie na łóżku i płaczesz bo nie wiesz co się dzieje ani co się stało, że Harry nie daje znaku życia. Nagle ktoś zadzwonił do twoich drzwi. Kiedy je otworzyłaś zobaczyłaś Dawida twojego ex. 
Ty: Co ty tutaj robisz ?
Dawid: Wróć do mnie !!! Kocham Cię !!!
Ty: Chyba zwariowałeś !!! Ja kocham Harrego !!!
Dawid: Ale on już Ciebie nie !! Zobaczył nasze stare zdjęcie napisałem mu że to nowe bo w końcu nie widział Cie przez dłuższy czas. I wiesz co? Uwierzył haha.
Ty: Wynoś się !!!!!!
Dawid: Dopóki mnie nie pocałujesz nigdzie nie idę.
Ty: Lecz się ! - Trzasnęłaś drzwiami i od razu zaczęłaś wydzwaniać do Harrego. Ale on odrzucał. Zadzwoniłaś do Nialla.
Niall: Halo?
Ty: Daj mi Harrego do telefonu. 
Niall: Nie.
Ty: To mu powiedz że jest idiotą że uwierzył Dawidowi !!
Niall: Jak wróci to mu przekaże.
Ty: A gdzie on jest ?
Niall: Poszedł gdzieś.
Ty: Mów !!!
Niall: No dobra poszedł gdzieś z jakąś Julią.
Ty: Jutro przylatuje do tej zasranej Nowej Zeladnii. Napisże Ci o której masz mnie odebrać z lotniska.
Niall: Ok.
Na drugi dzień byłaś już w Nowej Zelandii. Niall odebrał cIE Z lotniska. Kiedy przyjechaliście pod hotel. Od razu pobiegłaś do pokoju Harrego. Siedział na balkonie i płakał. Pobiegłaś do niego i zaczęłaś się drzeć.
Ty: I co gdzie ta piękna foci a !!
Harry wstał zdziwiony że Cie widzi.
Ty; No co tak patrzysz?
Harry: Co ty tutaj robisz?
Ty: Przyjechałam o ciebie walczyć.
Harry bez słowa przyciągnął Cie do siebie i namiętnie pocałował. Potem mocno się przytuliliście i oboje zaczęliście płakać.
Harry: Przepraszam że jestem taki głupi i mu uwierzyłem zamiast tobie najważniejszej osobie w moim życiu. 
Ty: Kocham Cię tylko Ciebie pamiętaj o tym. - Pocałowałś go. Wszystko zaczyna się układać.




czwartek, 5 lipca 2012

Imagin- Niall.

Od ósmego roku życia mieszkasz w Londynie.Chociaż to tutaj przeżywasz najpiękniejsze lata, to z uśmiechem wracasz do Polski. Kochasz swój kraj. Zawsze powtarzasz, że jesteś polką. To w Polsce masz dziadków, których bardzo kochasz i odwiedzasz najczęściej jak się da.
Tak też było dzisiaj. Przyleciałaś z tatą, mamą i młodszym bratem w odwiedziny do Polski. Dostałaś od babci najpiękniejszy prezent. Bilet na Euro 1012. Nie mogłaś uwierzyć.Piłka nożna to twój ulubiony sport.
Następnego dnia miałaś iść na mecz Polska-Rosja. Cały dzień chodziłaś podekscytowana, tak bardzo się cieszyłaś. Za każdym razem dziękowałaś babci za niesamowitą niespodziankę. Godzinę przed twoim wyjściem na stadion, rodzice ogłosili, że za 5 minut jedziecie na lotnisko. Wracacie do Anglii. Protestowałaś, krzyczałaś, ale nie pomagało. Pojechaliście na lotnisko. Całą drogę miałaś słuchawki w uszach. Z nikim nie rozmawiałaś. Byłaś wkurzona na rodziców. Weszłaś do samolotu. Wszyscy dobrze wiedzieli, że to ty musisz siedzieć przy oknie. Ale twój kochany braciszek zajął ci miejsce. Nawrzeszczałaś na niego po czym poszłaś do przodu. Zapięłaś pasy. Patrzyłaś przez okno. Ktoś usiadł obok ciebie. Nie oglądałaś się. Ruszyliście. Minęło trochę czasu. Chciałaś zmienić piosenkę. Zobaczyłaś wtedy, że chłopak obok ciebie ogląda mecz na laptopie. Co trochę przesuwałaś się w jego stronę, aby lepiej widzieć. Przystojniak to zauważył i zapytał.
Ch:Chcesz oglądać ze mna?
T:Tak.
Chłopak nadal patrząc na ciebie obrócił wyświetlacz w twoją stronę. Oglądaliście razem.
Ch:Komu kibicujesz?
T:Polsce. Oczywiście, że Polsce-po chwili- A ty?
Ch:No teraz też Polsce-zaśmiał się- A tak w ogóle jestem Niall.
T:[T.I]-po chwili dodałaś-Zaraz Niall...coś mi to mówi. Nie jesteś przypadkiem sławny albo coś?
N:Nie. Jestem zwykłym nastolatkiem.
Po chwili ciszy ponownie się odezwał.
N:Chyba nie jesteś w dobrym humorze.
T:A jak mam być w dobrym? Mogłam tam być i widzieć to wszystko na żywo-oburzyłaś się
N:To czemu tam nie poszłaś?
T:Bo moi głupi rodzice wymyślili sobie, że musimy lecieć tym lotem.
N:Rozumiem. Ja też miałem zostać na mecz Irlandii.
T:Jesteś Irlandczykiem?
N:Tak, ale mieszkam w Londynie.
T:To tak jak ja. Jestem polką, ale mieszkam w Londynie.
Niall poprawił ci humor. Cały czas rozmawialiście nie przestając oglądać meczu. Parę razy tak krzyczeliście przy akcji, że musieli was uciszać. Ale wy mieliście z tego niezły ubaw. Niall mówił co lubi robić, czym się interesuje. Ciągle zdawało ci się, że skądś go znasz, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Niall jest bardzo wesołym chłopakiem. Kiedy napłynęła na was kolejna fala śmiechu podszedł do was chłopak z kręconymi włosami. Kucnął obok Niall'a i powiedział.
Ch:Niall chodź do nas na chwilę.
T:Ty go znasz?-wskazałaś na chłopaka w marynarce
N:Tak.
T:Ciebie to już na na pewno gdzieś widziałam-powiedziałaś w kierunku Loczka
Ch:Pewnie w..-przerwał mu Niall popychając go na podłogę
N:Sorki. Zaraz wrócę.
Położył laptopa na twoich kolanach. Podniósł chłopaka i odszedł razem z nim. To wszystko było bardzo dziwnie. Nie wiedziałaś co myśleć.
Gdy Niall wrócił zachowywał się tak jakby nic się nie stało.Usiadł i kontynuowaliście oglądanie meczu. Gdy lot się skończył wymieniliście się numerami i poszliście w różne strony. Dopadli cię jacyś ludzie z aparatami. Zadawali głupie pytania"Czy ty i Niall jesteście razem?", "Czy to romans?","Kochasz go?". Nie wiedziałaś o co chodzi. Dlaczego tak im na tym zależało? Czemu chcieli wiedzieć wszystko o Niall'u? Odpowiadałaś im, że spotkaliście się w samolocie, porozmawialiście i tyle.
Przedostałaś się przez tłum i wróciłaś do domu. Cały czas w głowie miałaś Niall'a. To jego zachowanie, ci ludzie na lotnisku. Nurtowało cię to. Z tym problemem poszłaś spać.
Rankiem obudził cię głos mamy wołający z dołu.
T.M:Córcia choć tutaj.
Zrobiłaś to co powiedziała.
T.M:Czemu nie powiedziałaś mi, że masz chłopaka?
T:Przecież nie mam.
T.M:Już nie musisz tego ukrywać-podała ci gazetę
"Niall i jego nowa dziewczyna. Ładna?" zobaczyłaś nagłówek, a po chwili twoje zdjęcie.
Pobiegłaś do pokoju. Włączyłaś komputer i wpisałaś w google Niall Horan. Wyskoczył ci jakiś zespół One Direction."Jaki głupi internet"-pomyślałaś. Włączyłaś.
"One Direction – brytyjsko-irlandzki boysband. W jego skład wchodzą Liam Payne, Harry Styles, Louis Tomlinson, Zayn Malik i Niall Horan." Włączyłaś zdjęcie. Tak to on! Niall! I ten chłopak w lokach! Ale czemu mi nie powiedział?-powiedziałaś sama do siebie. Przeczytałaś ich historie, że zostali zespołem w X-factor'ze. Weszłaś na różne strony o nich. Wyczytałaś, że są bardzo sławni i wiele dziewczyny się w nich podkochuje. Wykręciłaś numer Niall'a.
N:Cześć [T.I]. Miło, że dzwonisz.
T:No tak hej. Musimy się spotkać, Masz dzisiaj czas?
N:Teraz nie bo mam..-zaciął się- może o 20?
T:Ok, a gdzie?
N:W restauracji obok Big Ben'a?
T:Dobra. Do zobaczenia. pa.
Wybiła 18.45. Szłaś na spotkanie z celem wyjaśnienia tego wszystkiego. Kiedy doszłaś Niall już na ciebie czekał.
N:Hej.
Chciał cie przytulić, ale ty uniemożliwiłaś mu to. Usiadłaś na przeciw niego i ze złością powiedziałaś.
T:Dobra, krótka piłka. Dlaczego mnie okłamałeś?
N:Ja?
T:No nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi-mówiłaś zdenerwowana
Chłopak spuścił głowę na dół.
T: No wyjaśnij mi to!
Nic się nie odezwał.
T:Czekam!-znowu cisza-Jeśli nie chcesz to nie. Ale nie licz na drugie spotkanie. Nie będę widywać się z kłamcą.
Wstałaś i już miałaś odchodzić kiedy Niall złapał cię za rękę.
N:Przepraszam.
T:I co myślisz, że to wystarczy?
N:Taak-powiedział niepewnie
Zrobiłaś wielkie oczy i minę dającą mu do zrozumienia, że 'nie'.
N:Nie, nie!
T:Co ty myślisz, że jestem jak te wszystkie twoje fanki? Że wystarczy, że powiesz przepraszam a ja ci wybaczę? Nie! Ja jestem inna!
N:Wiem. Jesteś wyjątkowa. [T.I] przepraszam nie chciałem cię okłamać, ale chciałem poznać kogoś kto polubi mnie za to jaki jestem , a nie za to kim jestem. Wszyscy widzą we mnie Niall'a Horan'a z zespołu 1D, a nie zwykłego nastolatka, który chce normalnie żyć.Ty jesteś świetna. Polubiłaś mnie nie ze względu na sławę tylko na charakter. Jeszcze nie spotkałem takie dziewczyny.
T:Nawet gdybym wiedziała kim jesteś, nigdy nie poleciałabym na twoją kasę. Dla mnie liczy się wnętrze.
N:Właśnie dlatego jesteś niesamowita. Proszę nie gniewaj się na mnie. Obiecuje, że już nigdy cię nie okłamie tylko zostań przy mnie.
Uśmiechnęłaś się. Jego kąciki ust także uniosły się.
Ten dzień spędziliście razem. O dziwo nie dopadli was paparazzi. Mieliście chwilę spokoju.
Kolejne spotkanie nie przebiegały tak fajnie.Tłumy fanek chciały zdjęcie z Niall'em, ale nie przeszkadzało ci to. Wiedziałaś, że mimo tego jesteś dla niego najważniejsza. Dziewczynom i dziennikarzom mówicie, że jesteście tylko przyjaciółmi, ale to kłamstwo. Łączy was znacznie silniejsze uczucie.



środa, 4 lipca 2012

Imagin- Niall(smutny z wesołym zakończeniem)

http://www.youtube.com/watch?v=fjDojEOiMcE

Niall od kilku dni zachowywał się dziwnie. Próbował wywołać kłótnie z tobą. Zachowywał się cały czas jak by próbował Cię wkurzyć. Wieczorem kiedy oglądałaś telewizje Niall przyszedł i stanął przed tobą. Spojrzałaś na niego i zobaczyłaś jak łzy spływają po jego policzku. Od razu go przytuliłaś.
Ty: Niall kochanie co się stało ?
Niall: Muszę Ci to w końcu powiedzieć.
Ty: Mów.
Niall: Zakochałem się w innej. - Odchyliłaś się od niego nie wiedziałaś co masz mu odpowiedzieć. Spojrzałaś na niego, pokiwałaś głową i pobiegłaś na górę. Zaczęłaś się pakować. Niall nawet nie przyszedł. W jednej minucie zmieniło się wszystko. Czułaś ucisk w brzuchu. Chciałaś jak najszybciej wyjść. Kiedy zeszłaś na dół z walizką i ubierałaś buty. Niall stał oparty o ścianę i patrzył na Ciebie.
Niall: Przepraszam.
Ty: Przepraszam ? Haha jedno zasrane przepraszam myślisz że wystarczy !!
Niall: A co mam Ci powiedzieć?!
Ty: Wczoraj jeszcze mi mówiłeś jak to mnie kochasz i wgl. Myślałam, że w końcu zaczyna się układać ale się myliłam.
Niall: Kiedyś to zrozumiesz.
Ty: Możesz mi powiedzieć kim ona jest ??
Niall: To Demi Lovato.
Ty: Haha ona !?
Niall: Tak i zaraz tu przyjedzie więc idź już.. - W tym momencie już nie wytrzymałaś i się rozpłakałaś wyszłaś trzaskając drzwiami zamykając przy tym etap w swoim życiu w którym był Niall.

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Z każdym dniem jest coraz gorzej a miałaś nadzieje, że będzie lepiej. Tęsknisz za nim. Za wszystkim za jego głosem, dotykiem. Mieszkasz w małym mieszkanku sama. Dzisiaj rano stało się coś co Cię zszokowało. W internecie było głośno o zaręczynach Demi. Poczułaś się gorzej niż w dzień rozstania. Bałaś się otworzyć tą stronę i zobaczyć ich razem szczęśliwych. A na zdjęciu była Demi i jakiś inny koleś. Byłaś w szoku. Cały dzień o tym myślałaś. Kiedy wieczorem kładłaś się spać zadzwonił do Ciebie Niall.
Ty: Halo.
Niall: Cześć. Teraz już wiesz, że to była nie prawda o mnie i o niej.
Ty: Wiem i nic z tego nie rozumiem !
Niall: Możesz do mnie przyjechać ?
Ty: Tak będę za 10 minut.
Niall: A i zmieniłam adres zamieszkania.
Ty: Podaj to sobie zapisze.
Niall: Szpital na przeciwko naszej ulubionej knajpy wiesz gdzie ?
Ty: Szpital ??????
Niall: Tak. Sala numer 25. Czekam na Ciebie.
Ty: Narazie. - Od razu wybiegłaś z domu. W szpitalu byłaś w ciągu 15 minut. Kiedy weszłaś do sali Nialla cofnęłaś się do tyłu jak go zobaczyłaś. Był po podłączany do jakiś urządzeń. Był cały siny i łysy. Rozpłakałaś się i podeszłaś do niego po czym mocno przytuliłaś. Leżeliście tak przez dłuższy czas.
Niall: Pamiętaj, że zawsze Cie kochałem. - Wyszeptał. Spojrzałaś na niego lekko się uśmiechnął. Pocałowałaś delikatnie jego zimne usta.
Ty: Kocham Cię. Ale czemu nie powiedziałeś mi o tym?
Niall: Nie chciałam żebyś się dowiedziała bo to by było najgorsza wiadomość jaką mogłaś kiedykolwiek usłyszeć.
Ty: Ale Cię kocham nad życie przeszlibyśmy przez to razem !
Niall: Wiem. Już od roku się lecze ale rak dał za wygraną.
Ty: Nie mów tak. !!
Niall: Jestem po operacji i lekarze mówią że może wyzdrowieje.
Ty: Widzisz ! Musimy być dobrej myśli. *pocałowałaś go w policzek a potem się przytuliłaś*
Czas leciał wolno. Trzymałaś jego dłoń ale w pewnym momencie dłoń Niall była coraz luźniejsza a respirator zaczął szybciej piszczeć. Podniosłaś się i nie widziałaś co się dzieje. Do sali weszli lekarze było zamisznia. Ty zaczęłaś płakać. Trzymałaś cały czas zimną dłoń swojego chłopaka.
Ty: Niall nie zostawaj mnie !!!! Prosze Ciee !!! *zaczęłaś krzyczeć płacząc. Nagle lekasze stali i patrzyli na Niallai było już słychać tylko piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. Upadłaś wtedy na ziemie i wpadłaś w histerie. Pielęgniarka próbowała Cie podnieść ale ty się darłaś.
Ty: Nn Niall !!!!!!!!!!!!!!Mówiliście że może wyzdrowieje.
Lekarz: Nie mówiliśmy tak. On wiedział że umrze operacja się nie powiodła. Przykro nam.
Wstałaś bez słowa podeszłaś do jego łóżka. Pocałowałaś go ostatni raz.


Wszystko okazało się snem. Obudziłaś się z krzykiem.
Niall: Cii kochanie już spokojnie to tylko zły sen. *przytulił Cię i pocałował w czoło*
Ty: Zły sen?! To było koszmarne nie ma słowa na to !!!
Niall: Jestem przy tobie i jestem zdrowy. *pocałował Cię*
Ty: Kocham Cię Pączusiu.
Niall: Ja Ciebie Też Pysiu. *przytuliliście się mocniej. Wtuliłaś się w niego i próbowałaś usnąć.*


Imagin- Zayn.

http://www.youtube.com/watch?v=GhDcgmMeM70

Czekasz w swoim mieszkaniu na Zayna. Ma dla Ciebie niespodziankę. Masz malutką nadzieje, że to w końcu powie. Kochasz go ale nie powiedziałaś mu tego bo boisz się, że stracisz go jako swojego najlepszego przyjaciela. Chodzisz po mieszkaniu. Nie wiesz co masz ze soba zrobić. To czekanie na niego sprawia, że coraz bardziej się denerwujesz. Nagle po mieszkaniu rozlega się dźwięk twojego telefonu.
Ty: Halo?
Zayn: Czekamy pod blokiem zejdź na dół.
Ty: Już idę. - Rozłączyłaś się i w głowie zadawałaś sobie pytanie kto jeszcze jedzie z wami. Kiedy wyszłaś i zobaczyłaś że w aucie Zayna na twoim miejscu siedzi jakaś śliczna blondynka stanęłaś jak wryta.
Zayn: No chodź !
Kiedy usiadłaś z tyłu jak jakiś wyrzutek łzy napłynęły Ci do oczu.
Perrie: Cześć jestem Parrie. *podała Ci swoją rękę *
Ty: [TWOJE IMIE] .
Perrie: Fajnie, że mogę Cię w końcu poznać. Zayn tyle mi o tobie opowiadał.
Ty: Pewnie jakieś głupoty.
Perrie: Nieee. Mówił same dobre rzeczy.
Miałaś ochotę wykrzyczeć jak bardzo jesteś na niego wściekła i jak bardzo go kochasz. Ale siedziałaś cicho i patrzyłaś tylko przez szybę. Dzień spędziliście nad jeziorem, potem w restauracji. Kiedy podjechaliście pdo dom Perrie.
P: Dziękuje wam za ten cudowny dzień. Zadzwonie jutro. - Wtedy stało się coś czego najbardziej się obawiałaś. Pocałowali sie na twoich oczach. Patrzyłaś na nich a potem na niego kiedy ona wysiadła.
Zayn: Przesiadasz się do przodu
Ty: Nie bo to miejsce zajął już ktoś inny.
Zayn: Przepraszam ze ci nie powiedziałem o niej.
Ty: Hah. Pieprz się. *wybiegłaś z jego auta trzaskając drzwiami.*
Szłaś poboczem drogi. Przez jakieś pustkowie bo byliście sporo od Londynu. Za 10 minut podjechało auto jechało równo z twoimi krokami.
Zayn: Wsiadaj.
Nic się nie odezwałaś nawet na niego nie spojrzałaś. Łzy spływały ci po twoim policzku.
Zayn: Ja nie rozumiem. Czemu ty
płaczesz. !?
Ty: Czemy rycze !!! *walnęłaś pięścią w jego auto* Bo Cie kocham !!! A ty sie wozisz z tą swoją Perri Sreri !!!
Zayn zatrzymał auto i z niego wysiadł. Podbiegł do Ciebie i mocno przytulił do siebie.
Ty: Puść mnie !!
Zayn: Mam ją w dupie. Zrobiłem to bo widziałem jak wczoraj Paul Cie pocałował.
Ty: Był pijany ! A ty dobrze wiedziałeś że ja Cie kocham !!
Zayn: Nie wiedziałem tego !! Jak bym wiedział to bym Ciebie samą zabrał na tą wycieczkę. Kocham Cie wariatko ty moja. *oparł swoje czoło o twoje ♥* Trzymaliście się za ręce. Po chwili Zayn delikatnie palcami podniósł twoją głowę do góry i pocałował.