czwartek, 12 lipca 2012

Imagin- LARRY.♥ (smutny)

http://www.youtube.com/watch?v=5anLPw0Efmo

Burzowe i deszczowe popołudnie spędzałem na lotnisku czekając na przyjaciela. Harry miał przylecieć samolotem, który miał lądować już pół godziny temu. no, ale cóż. pewnie się opóźnił czy coś. wyjąłem telefon i zalogowałem się na twittera. dodałem tweeta z treścią:
"samotne oczekiwanie na tego debila niesamowicie się dłuży:("
z nudów odpisałem jeszcze paru fanką i follownęłem je na ich prośbe. spojrzałem na tablicę przylotów i odlotów. bez zmian. nie dowiedziałem się niczego szczególnego.
minęły dwie godziny, a jego wciąż nie było. zacząłem się denerwować. siedziałem nerwowo przeczesując włosy. po piętnastu głos damski głos przemówił w głośnikach.
"Samolot beoing 78-955 lecący z Dublinu do Doncaster uległ awarii w czasie lotu. niestety runął na ziemię. prawdopodobnie nikt nie przeżył."
podniosłem się i stałem osłupiały nie wierząc w słowa nieznajomej mi kobiety. podbiegłem do jakiegoś mężczyzny. wywnioskowałem po jego ubiorze, że jest pracownikiem lotniska.
- a co z Harrym? - zapytałem. spojrzał na mnie jak na jakiegoś idiotę. nie wiedział o co mi chodzi. paredziesiąt łez spłynęło po moich zaczerwienionych polikach. - to nie może być prawda! - krzyknęłem zdernerwowany.
- spokojnie. - powiedział i złapał mnie za rękę. podprowadził mnie do jakiejś kobiety siedzącej w informacji. zapytałem o moich przyjaciół. niestety nie potrafiła mi odpowiedzieć.
wyciągnąłem kartkę z numerem lotu chłopaka i podałem ją jej. spojrzała na nią i sprawdziła coś.
- przykro mi. - powiedziała.
to nie może być prawda. dlaczego? Cholera! dlaczego? pytałem sam siebie chodząc w kółko. podszedłem do okna. przez chwilę patrzyłem na przylatujące samoloty. lecz żaden nie był tym którym miał przylecieć on. obejrzałem się za siebie. ujrzałem wielu płaczących ludzi. domyśliłem się, że byli oni rodziną ludzi, którzy także lecieli tym samolotem.
- DLACZEGO NIE POLECIAŁ ON TYM CHOLERNYM PRYWATNYM SAMOLOTEM? - krzyknąłem. parę osób spojrzało na mnie, ale ja nie zwracałem na to uwagi. zadzwoniłem po Paula. wciąż szlochając poprosiłem, aby po mnie przyjechał. zgodził się. po około dziesięciu minutach zjawił się i podbiegł do mnie. spytał dlaczego płaczę.
- no bo on, on... - jąkałem się. - on nie żyje. samolot miał awarję, spadł. on nie żyje. Paul. nie żyje- powtarzałem roztrzęsiony. z chwili na chwilę płacz nasilał się. stałem wtulony w Paula. po 30 minutach ogarnął się i poszedł sprawdzić to dokładnie jeszcze raz. niestety. nic nowego. jego nie ma. nie żyje. straciłem sens życia. straciłem największy dar jaki otrzymałem w życiu. straciłem przyjaciela.
nie chcieliśmy być tu ani minuty dłużej. wyszliśmy. Paul odwiózł mnie do domu, a sam udał się na policję.
weszłem do domu. mama podbiegła do mnie wypytując dlaczego płaczę. wytłumaczyłem jej wszystko dokładnie. z początku nie wierzyła. myślała, że to kolejny żart z mojej strony. zorientowała się, że mówię prawdę, gdy włączyła wiadomości. akurat mówili o tej tragedii.
spojrzała na mnie.
- Harry.. - wyszeptała. rozpłakała się. ja również.

następnego dnia przyjechała Anne wraz z Nialllem, Liamem i Zaynem. nie mogli uwierzyć w to co się stało. ja także.
w tym wszystkim najgorsze jest to, że właśnie w ten dzień, gdy miał u mnie zawitać planowałem wyznać mu swoje uczucia. tak na prawdę, między mną a Harrym było coś więcej. darzyłem go nie tylko przyjaźnią. czymś głębszym. to była miłość.
***
MIESIĄC PÓŹNIEJ
- Kocham Cię Harry. na zawsze. to moja wina. nie powinieneć lecieć sam. powinienem tam być. trzymać Cię za rekę. szeptać czułe słówka. bawić się Twoimi loczkami. zasnąć na Twoim ramieniu. tak jak zawsze... moje uczucia nigdy nie wygasną. lecz nie radzę sobie tu bez Ciebie. chcę być przy Tobie. moje małe Hazziątko. - rzekł trzymając w jednej ręce opakowanie tabletek, a w drugiej żyletkę. Harry oglądał to wszystko z boku. chciał mu przerwać. mimo, że nigdy nie chciał się z nim rozstawać nie chciał także by Lou umierał. złapał go za ramię. lecz on nie czuł jego dotyku. spojrzał na pudełko. wysypał na dłoń jego zawartość i za jednym razem wsypał do buzi. powoli tracił przytomność. srebrnym, ostrym narzędziem przejechał parę razy po żyłach. odpłynął. całkowicie.
anioł wskazał mu drogę. podążał wyznaczonym szlakiem. po chwili był już na miejscu. dostrzegając swojego ukochanego ruszył ku niemu. żucił się mu na szyję.
- teraz już będziemy razem. - powiedział.
- na zawsze. - odpowiedział mu Harold.
I tak dwa anioły spędziły resztę swojego niekończącego się życia w innym świecie przy swoim boku. miłość była zbyt wielka by można było ich rozdzielić. uczucie, którym się darzyli nigdy nie wygasło.


1 komentarz: