środa, 11 lipca 2012

Imagin- Liam.

Na niebie pojawiły się stalowoszare chmury, które ewidentnie zapowiadały deszcz. Wsiadłam do samochodu, myśląc jak bardzo nienawidzę tej londyńskiej pogody. Odpaliłam silnik i w tym samym momencie o szybę zaczęły uderzać pierwsze krople deszczu. Zaklęłam pod nosem, ruszając z parkingu. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć od otaczającego mnie świata.
Deszcz niesamowicie utrudniał widoczność, mimo to niewiele się tym przejmując, pędziłam jak szalona. W pewnym momencie, w miejscu niedozwolonym do przejścia, ujrzałam postać, która zdawała się nie słyszeć klaksonu mojego samochodu i wolnym krokiem przemierzała jezdnię. Spanikowana nacisnęłam hamulec, jednak fakt, że przekroczyłam dozwoloną prędkość oraz niekorzystne warunki na drodze, spowodowały, iż nie zdążyłam się zatrzymać i uderzyłam w postać, zatrzymując się dopiero kilka metrów dalej.
Jak oparzona wyleciałam z samochodu, podbiegając do leżącego człowieka.
- Nic ci nie jest?! - krzyknęłam spanikowana, widząc, że poszkodowany ma otwarte oczy. Ten tylko pokręcił głową. - Jedziemy do szpitala! - zarządziłam. Złapałam chłopaka pod ramię, zaś jego rękę przewiesiłam sobie przez szyję. Syknął z bólu, a ja przerażona, czym prędzej wsadziłam go do samochodu. Nie wiedziałam skąd we mnie tyle siły. Pewnie myśl, że mogłam zabić człowieka, dodawała mi mocy. Nie przejmując się tym, że łamie przepisy, kierowałam się do szpitala. Czułam, jak moja twarz robi się mokra od łez. Zdenerwowanie brało nade mną górę. Co chwila rzucałam przerażone spojrzenie w stronę blondyna, który trzymał się za brzuch, sycząc z bólu przy gwałtowniejszych ruchach samochodu.
- Co z ciebie za idiota, żeby iść środkiem jezdni? - krzyknęłam, kilka razy powtarzając to samo pytanie.
- Nie mam dla kogo żyć – mruknął z trudnością chłopak. - Dlaczego mnie nie zabiłaś?
Przerażona jego słowami, nieco przyspieszyłam. Chwile potem znaleźliśmy się na parkingu szpitala. Wybiegłam z samochodu, wołając o pomoc. Po chwili przed samochodem stanęli sanitariusze z wózkiem inwalidzkim.
- Co się stało?! - zapytał jeden z nich.
- Wpadł mi pod koła. Szedł środkiem jezdni, a ja nie zdążyłam zahamować – powiedziałam, z trudnością łapiąc powietrze.
Sprawy potoczyły się szybko. Chłopak został przewieziony na salę. Usiadłam w poczekalni, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam pozbyć się myśli, że prawie zabiłam człowieka. Po kilkunastu minutach w recepcji podniósł się ruch. Rzuciłam okiem w stronę wejścia i ze zdziwienia otworzyłam oczy. Przed budynkiem znajdowało się kilkadziesiąt dziewczyn, które parły w stronę wejścia, lecz skutecznie dostępu do niego broniła chmara ochroniarzy. Wpuścili tylko piątkę mężczyzn, którzy zdenerwowani pobiegli w stronę jednej z pielęgniarek.
- Przed chwilą przywieziono tu ofiarę wypadku samochodowego, co z nim? - zapytał chłopak o burzy loków na głowie. Pielęgniarka oświadczyła, że nie ma jeszcze żadnych informacji.
- Przepraszam... - zaczęłam nieśmiało, zwracając na siebie uwagę zebranych. - To ja potrąciłam tego chłopaka – dodałam, spuszczając głowę. W jednym momencie zostałam otoczona przez całą piątkę, która zaczęła wykrzykiwać jeden przez drugiego.
- Dość tego! - krzyknął postawny i wysoki mężczyzna. - W ten sposób niczego się nie dowiemy.
- Masz rację, Paul. Możesz nam powiedzieć, co dokładnie się stało? - Zwrócił się do mnie ten sam chłopak, który wcześniej rozmawiał z pielęgniarką.
- Po prostu szedł środkiem jezdni, trąbiłam na niego, ale w ogóle nie reagował. Nie zdążyłam wyhamować i... uderzyłam w niego. Od razu wsadziłam go w samochód i przejechałam tutaj. Po drodze powiedział, że mogłam go zabić, bo nie ma dla kogo żyć. - Spojrzałam na chłopaka oczyma pełnymi łez.
- Danielle... to wszystko przez nią! A ty... zapłacisz za to! Dzwonimy na policję! Ona prawie zabiła Liam'a! - Farbowany blondyn zaczął krzyczeć.
- Niall! Uspokój się, nigdzie nie dzwonimy! Rozumiesz, że to nie była jej wina?! Liam chciał umrzeć! - Paul złapał chłopaka za ramię. - Chodź, pójdziemy po kawę. - Zabrał roztrzęsionego Niall'a i zniknęli za zakrętem.
Pozostali chłopcy patrzyli na mnie w milczeniu.
- Przepraszamy za niego. Bardzo to przeżywa. Może usiądź? Nie wyglądasz najlepiej. - Przystojny Mulat podprowadził mnie do krzeseł. Spoczęłam na jednym, wypuszczając głośno powietrze z ust.
- Naprawdę, nie chciałam zrobić mu krzywdy – szepnęłam, chowając zmęczoną twarz w dłonie.
- Może jedź do domu? - Mulat usiadł obok mnie. Pokręciłam przecząco głową. Byłam winna temu chłopakowi chociaż nikłe zainteresowanie. Poza tym nie chciałam opuszczać szpitala, nie wiedząc, co się z nim dzieje.
Po długich godzinach oczekiwania wyszedł do nas lekarz.
- Państwo z rodziny? - zapytał, poprawiając okulary. Chłopcy kiwnęli głowami. - W takim razie, proszę nie martwić się o brata. Jego życiu nic nie zagraża. Ma kilka połamanych żeber i wstrząśnienie mózgu. Poleży u nas jeszcze kilka dni, a potem będzie mógł wrócić do domu. Niewątpliwie do jego dobrego stanu przyczynił się szybki przyjazd tutaj – oznajmił zadowolony.
W jednym momencie moje emocje znalazły ujście w postaci płaczu. Z moich oczu leciały łzy szczęścia. Cieszyłam się niezmiernie, że nie przyczyniłam się do śmierci blondyna.

Zapukałam delikatnie do sali, w której leżał Liam. Słysząc ciche „proszę”, uchyliłam nieznacznie drzwi i wsunęłam się do środka. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech.
- Cześć! - powiedziałam, siląc się na wesoły ton. Tak naprawdę bardzo się krępowałam. - To dla ciebie – wręczyłam mu koszyk ze słodyczami. Nieśmiało zajęłam miejsce na krześle, obok jego łóżka.
- Dziękuję, nie musiałaś. - Liam znów się uśmiechnął, a ja nieco się rozluźniłam. - Jestem ci wdzięczny za to, że uratowałaś mi życie.
- Właściwie to najpierw prawie cię go pozbawiłam, więc nie wiem, czy masz być mi za cokolwiek wdzięczny – oznajmiłam.
- To nie twoja wina. Chciałem zginąć, ale teraz... Teraz cieszę się, że żyje. - Liam położył rękę na mojej dłoni. Oblałam się rumieńcem.
- Dlaczego chciałeś umrzeć? – zapytałam, uwalniając rękę z jego uścisku.
- Dziewczyna zrobiła mi najgorszą rzecz, jaką można zrobić drugiej osobie. Zdradziła mnie, nie potrafiłem się po tym wszystkim pozbierać. Oto powód – przyznał bez skrępowania.
- A teraz... A teraz, dlaczego zmieniłeś zdanie? - Właściwie nie miałam pojęcia, czemu to wszystko mnie tak interesowało. Liam sprawiał wrażenie miłego chłopaka i, mimo że w ogóle go nie znałam, naprawdę polubiłam jego towarzystwo.
- Zobaczyłem ciebie – oświadczył z taką szczerością, że aż zabrakło mi tchu. Bezpośredniość Liam'a powalała na kolana.
- Przecież nawet mnie nie znasz – zaczęłam, lecz chłopak wszedł mi w słowo.
- Ale mam nadzieję, że poznam. Mamy dużo czasu. - Znów wziął mnie za rękę, ale tym razem nie uwolniłam jej z uścisku, wszak nic nie stało nam na drodze do „głębszego poznawania”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz