Przestąpiłam próg naszego mieszkania, mocno ściskając w dłoniach klucze. Stukot nowych obcasów po drewnianej podłodze rozchodził się echem po prawie pustym mieszkaniu. Dopiero się tu wprowadziliśmy i nie zdążyliśmy przenieść wszystkich mebli ze starego lokum. Mieliśmy zacząć nowy etap w życiu. Mieliśmy marzenie, które teraz mogłam zniszczyć jednym słowem.
- Kochanie – odezwałam się cicho, zauważając drżenie własnego głosu.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Przystanęłam na chwilę, rozmasowując zbolały kark, starając się dobrać w głowie odpowiednie słowa. Szykowałam przemowę. To zabawne, a zarazem przykre. Dowiedziałam się o mojej chorobie pół roku temu. Pamiętam nawet skruszony wyraz twarzy lekarza, kiedy oznajmiał mi złą nowinę. Sześć długich miesięcy, a ja nigdy nawet nie próbowałam wyobrazić sobie mojej rozmowy z Harrym. Chciałam zapomnieć o tym. Miałam nadzieję, że to minie. Jak grypa. Że wystarczy tylko tydzień czy dwa w łóżku i znów będę zdrowa. Jednak nie w tym razem. Byłam po prostu samolubna. Nic mu nie powiedziałam przez ten czas. Harry zaplanował nam już całe życie. Zawsze z szerokim uśmiechem opowiadał o naszych dzieciach. O domu. Miał plan. Który od tak miałam teraz zrujnować.
Zrobiłam krok w kierunku naszej sypialni. I wtedy go zauważyłam. Siedział w jego ulubionym, czerwonym fotelu, z szerokim uśmiechem, którym tak cholernie kochałam.
- Dlaczego się nie odezwałeś? – zapytałam, uśmiechając się nieznacznie.
Harry odwrócił się w moim kierunku i wzruszył ramionami.
- Chciałem, żebyś sama mnie odnalazła.
Zachichotałam, nagle przypominając sobie powód mojego tak szybkiego powrotu do domu. Spoważniałam. Z mojej twarzy znikł uśmiech. On zauważył, że coś było nie tak. Zawsze to zauważał.
- Coś się stało?
- Harry… Musimy porozmawiać – szepnęłam, ledwo powstrzymując się od łez.
Styles poklepał się po kolanach, dając znak, abym podeszła. Wolnymi krokami zbliżyłam się do niego, zajmując miejsce na tuż obok.
- Jest pewna sprawa, o której powinieneś wiedzieć. I…
- No dalej – pośpieszył mnie, uśmiechając się w ten sposób, którzy zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.
- Harry. Ja… Ja umieram, Harry.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, uważnie śledząc jego reakcje. Z początku zdawał się nie wierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Jakbym to, co powiedziała było tylko wymysłem jego wyobraźni. Kiedy dotarł do niego sens moich słów spoważniał. Spojrzał na mnie z wyrzutem, doprowadzając mnie do łez.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Dlaczego! – krzyknął.
Nie mogłam. Nie chciałam.
- Byłeś zbyt szczęśliwy. Jak mogłabym to zrujnować? – powiedział zachrypniętym od łez głosem.
Harry przytulił mnie do siebie mocno. Czułam bijące od niego ciepło. Ciepło, które napawało mnie siłą i odwagą.
- Moglibyśmy przetrwać do razem. Dobrze wiesz, że nie zostawiłbym cię w tej sytuacji. Razem byś my to przetrwali – mocno ścisnął moją dłoń, utwierdzając w przekonaniu, że to, co mówił było prawdą.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, zostawiając mokre plany na jego szarej koszulce.
- Zobaczysz, skarbie. Pójdziemy do najlepszych lekarzy. Oni ci pomogą. Wyzdrowiejesz – gorączkowo starał mnie się pocieszyć. Sam w ten sposób próbował sobie zamydlić oczy, że wszystko będzie dobrze.
- Harry, już nic ani nikt mi nie pomoże. Umieram. Zostały mi dwa miesiące.
Pod wpływem tych słów coś w nim pękło. Po raz pierwszy zobaczyłam jego łzy, powoli spływające po jego zaczerwienionych policzkach. Jego piękne, zielone oczy były teraz takie smutne, pozbawione tej iskierki, która zawsze w nich była.
Spędziliśmy całą noc przytulając się do ciebie i cicho popłakując. Zastanawialiśmy się jak wyglądać będzie teraz nasze życie. Jego życie. Beze mnie.
OMG *-* Poryczałam się :'( Ale świetny <33
OdpowiedzUsuń